(...)Ale to już było, i nie wróci więcej ,
I choć tyle się zdarzyło to do przodu
wciąż wyrywa głupie serce .
Ale to już było, znikło gdzieś za nami,
Choć w papierach lat przybyło to naprawdę,
Wciąż jesteśmy tacy sami. (...)
------------------------------------------------------------------------------
Rozdział 21.
No i nadszedł już ten upragniony dziewiąty miesiąc noszenia mojega Maleństwa pod sercem. Za tydzień miałam planowany poród, a ja czułam się wspaniale, mimo że byłam dość tęga.
- Jak tak na Ciebie patrzę to sama mam ochotę ,,zrobić" sobie dziecko. - zagadnęła mnie Lucyna podczas jednych poranków na komendzie.
Tak, tak dokładnie NA komendzie. Przecież powinnam odpoczywać, a nie pracować prawda? A więc tak odpoczywam i to baaardzo, ale Marek jest strasznie nadopiekuńczy i wszędzie zabiera mnie ze sobą. Dziwię się, że do toalety jeszcze ze mną nie chodzi, no ale chyba aż taki opiekuńczy to nie jest...mam nadzieję.
- Hah. To już nie do mnie tylko do Michała z tą sprawą. - zażartowałam.
- Wiesz Lucynka. Ja nie mam nic przeciwko...- odrzekł brunet całując Lucy.
- Przypominam, że jesteście na służbie! - do pomieszczenia wparował Marek. Lucyna od razu oderwała się od Michała.
- Ojj no weź Mareczku. Daj im się chwilę sobą nacieszyć. - stanęłam w ich obronie, ale ledwo mogłam powstrzymać śmiech.
Razem z Markiem wróciliśmy do domu po 15.
- Wiesz Misiek, zjadłabym coś słodkiego. - powiedziałam słodząc każde słowo. Ostatnimi czasy bardzo dużo jadłam, no ale to przecież normalne wśród kobiet w ciąży.
- Znowuu? - spytał Marek takim głosem jakbym go przynajmniej katowała.
- Nie to nie! SAMA sobie pójdę do sklepu coś kupić! - i miałam już wstać, lecz Bromski momentalnie zareagował.
- Wiesz przecież, że żartowałem. Poczekaj zaraz ci przyniosę. - mówiąc to dał mi całusa i skierował się ku kuchni.
- Okey. Ja idę skorzystać z toalety. - poinformowałam go, bo od razu by było Gdzie idziesz? Wiesz przecież, że musisz odpoczywać itp., itd. Cały Marek.
Gdy już miałam myć ręcę poczułam mocne ukłucie w brzuchu. Nie było ono takie jak zawsze. Z bólu aż się zgięłam w pół. Spojrzałam na podłogę, która była cała mokra.
- O kurde wody mi odeszły. - zdołałam wyszeptać. Z ledwością wyszłam z łazienki, nadal zginając się z bólu. Bromski siedział przed telewizorem oglądając jakiś film razem z Alexem.
- M-Marek - wydukałam z siebie.
- Słucham? - spytał i dopiero odwrócił się w moją stronę. Momentalnie podbiegł do mnie.
- Boże Ninka to już?! - wykrzyknął ze zdenerwowania.
- Ch-chyba tak. - odpowiedziałam niepewnie.
Ten tylko zabrał torbę, którą już miałam przygotowaną na ,,czarną godzinę" , nałożył na mnie jakąs bluzę, ponieważ letnie wieczory bywały chłodne i zostawiwszy Alexa popędził samochodem do szpitala.
Podczas jazdy nie mogłam powstrzymać się od jęków. Ból był niemiłosierny. Marek cały czas starał się patrzeć na drogę i trzymał mnie za rękę.
- Spokojnie! Już jesteśmy Kochanie. - powiedział, gdy znaleźliśmy się pod szpitalem. Tam natychmiast zajęły się mną pielęgniarki i wylądowałam na porodówce. Nadal krzyczałam z bólu.
- Czy chce być pan obecny podczas porodu? - spytała się Marka mój ginekolog.
- Tak oczywiście. - ten odpowiedział bez wahania.
Rodziłam naturalnie.Marek cały czas trzymał mnie za rękę. Było to 5 najdłuższych godzin w moim życiu. Ból stawał się co godzinę silniejszy aż w końcu przestał się nasilać wraz z płaczem dziecka. Opadłam wykończona przymykając powieki. Jedyne co usłyszałam to pielęgniarkę:
- Gratulacje! Urodziła pani zdrowego chłopczyka. Jak dadzą państwo mu na imię?
- Antoni. - odpowiedzieliśmy równo z Bromskim.
Miał być Antek od początku i tak zostało. Dalej już nic nie pamiętam, ponieważ urwał mi się obraz. Widziałam ciemność...
Ocknęłam się w pomieszczeniu. No tak wykończona zasnęłam momentalnie. Przy moim łóżku siedzieli Michał, Lucyna oraz Marek. Od razu się uśmiechnęłam.
- Pójdę powiedzieć, że się obudziła orzekła Lucyna, a ja zostałam sama z Markiem i Michałem.
- Jak się czujesz? - spytał mnie Bromski.
- Świetnie. Tylko zjadłabym coś...- powiedziałam zgodnie z prawdą.
- To ja polecę ci coś kupić. - zaoferował się Michał i wyszedł z sali w której pojawiła się pielęgniarka.
- Zaraz nastąpi pierwsze karmienie małego. - poinformowała mnie i po 5 minutach przyniosła mi moją Kruszynę.
- To ja pójdę do Michała. - orzekła Lucyna i uśmiechnęła się w stronę dziecka, które smacznie spało.
Pierwszy raz trzymałam w rękach tak mała istotkę. Był to mój syn, który łapczywie pił mleko z mej piersi.
- Jest podobny do Ciebie. - odrzekł Marek na co ja się uśmiechnęłam.
- Ale oczy ma twoje. - powiedziałam. Ręsztę czasu spędziliśmy an wpatrywaniu się w Antka. I tak przebiegło pierwsze karmienie Antosia.
Po dwóch dniach wypisali mnie i mojego skarba ze szpitala. Odebrał nas Marek. W domu czekali już na mnie moi rodzice i siostry, które od razu wzięły Antka pod swoje skrzydła. Nie wiedziałam, że tak mała istotka może wnieść tyle szczęścia do mojego życia.
- Już nie mogę sie doczekać kiedy będzie miał rodzeństwo. - orzekł Marek pewnego wieczoru, gdy razem usypialiśmy Antka.
Alex w tym czasie wylegiwał się przy kołysce.
- A ty już o rodzeństwie myślisz? - spytałam śmiejąc się.
- Czemu by nie?
- Hah! To będziesz sobie chyba sam rodził! - zaśmiałam się.
- Zobaczymy... - powiedział i czule mnie pocałował.
Marek miał rację. Zdecydowaliśmy się na kolejne dziecko. Na świat pojawiła się Lena, siostrzyczka Antka, która była naszym oczkiem w głowie. Antoś miał wtedy 4 lata, ale uwielbiał się nią opiekować i bawić. Solidnie wykonywał swoje zadanie, czyli bycie starszym bratem. Lata mijały, a Nasze dzieci rosły w najlepsze. Pamiętam ich pierwsze kroki, pierwsze słowo ,,mama" , ,,tata" , pierwszy dzień w przedszkolu, szkole, pierwszą miłość... To wszystko na zawsze zostanie w mojej pamięci chwile złe oraz dobre, ale najważniejsze, że przeżyłam je z osobami, które kocham <3
------------------------------------------------------------------------------
Ostatni rozdział i muszę przyznać, że to on sprawił mi najwięcej trudu w napisaniu. Dlaczego? Bo chciałam, żeby był idealny. Zmieniałam wszystko po kilkanaście razy, aż w końcu zrozumiałam, że dałam z siebie w tym rozdziale 100% a jaki z tego efekt to już pozostawiam Waszej opinii :)
Chciałabym PODZIĘKOWAĆ :
- WSZYSTKIM (za to, że czytali)
- ZA PONAD 80 KOMENTARZY
- ZA PONAD 2500 LICZBY WYŚWIETLEŃ
- ZA MOTYWACJE
- ZA ROZPOWSZECHNIANIE MOJEGO BLOGA
- ZA CIERPLIWOŚĆ
I za WSZYSTKO co dzięki Wam zyskałam pisząc tego bloga :) DZIĘKUJĘ :*
Aż smutno mi się zrobiło, że to koniec, ale cóż coś musi się zacząć, a coś musi się skończyć :( Był to mój PIERWSZY blog, którego prowadzenie bardzo mi się spodobało, a więc chcę spróbować swoich sił w innym opowiadaniu :) Czy mi się uda? Nie mam pojęcia. To wszystko zależy od Was :*
Zapraszam tutaj:
Szkoda, że już koniec ;((, ale rozdział wyszedł idealnie ;**
OdpowiedzUsuńsuper zakonczenie :) szkoda ze juz koniec :(((
OdpowiedzUsuńszkoda że już koniec ale było warto czekać na urodziny Antosia :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam :) Świetne opowiadanie ;) Dużo akcji, ślub, dziecko, psychiczny brat... Masz super wyobraźnie ;) Mam tylko jedno ale... Trochę za mało Aleksa :P Dobra, rozumiem, jest psem... Bardzo mi się podobało. Mimo że zazwyczaj czytam opowiadania o siatkówce, to miło mnie zaskoczyło ;*
OdpowiedzUsuńHejjj :) Chciałabym cię zaprosić na obejrzenie króciutkiego zwiastuna który jest zapowiedzią mojego nowego opowiadania :) Liczę na twoje opinie :)
OdpowiedzUsuńhttp://walecznosc.blogspot.com/
pozdrawiam :) :*
Błyskotka :*
Hejka! :) Twój blog jest wspaniały! <3 Bardzo dziękuje za dodanie mojego bloga do polecanych, jestem z tego powodu baaardzo szczęśliwa! <3
OdpowiedzUsuń