sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 20.



Rozdział 20.

5 miesięcy później...

Kolejny kwietniowy poranek. Rozglądając się, nie zauważyłam Marka w sypialni. 
- No tak, pewnie Tatuś już coś dla Nas upichcił. - zwróciłam się do mojego brzucha, który był już dość sporych rozmiarów. Wstając, ubrałam się i odświeżyłam po czym ruszyłam ku kuchni. Mój mężczyzna już na mnie czekał z przygotowaną jajecznicą.
- Mmm...jakie piękne zapachy. - orzekłam, obdarowując Marka małym buziakiem w usta.
- Piękne zapachy dla pięknej pani Bromskiej. - powiedział i postawił przedemną talarz.
- Jeszcze nie Bromskiej...- zaśmiałam się.
- Ale już jutro owszem. - powiedział. No tak od oświadczyn minęło trochę czasu, a my nie chcieliśmy robić nie wiadomo jakiego wesela. Zaprosiliśmy tylko Lucynę, Michała, moich rodziców, me dwie siostry z partnerami oraz kilku znajomych. W sumie wyszło 30 osób. Impreza miała odbyć się w nie za dużym lokalu.Marek uznał, że on nie chce zapraszać nikogo ze swojej rodziny. Szczerze? Nie dziwiłam mu się. No bo jego ,,kochany" braciszek siedział w więzieniu i mógł być ojcem dziecka. No właśnie jeszcze z tym ojcostwem... Sprawę tą, wraz z Markiem, uznaliśmy za zamkniętą. On jest ojcem dziecka i koniec tematu. Nie będziemy robić żadnych badań, a nic nic z tych rzeczy. Koniec kropka. 
Po spożyciu przepysznego śniadania Bromski wziął moją walizkę i włożył ją do auta. No tak przecież pan młody, nie może zobaczyć panny młodej przed ślubem. Troszkę głupie mi się to wydawało no ale jak mus to mus. Tę noc miałam spędzić u Lucyny. Gdy zajechaliśmy na miejsce Markowi wcale nie było wesoło do rozłąki. Zwłaszcza, że od kiedy zaszłam w ciążę nie odstępował mnie na krok.
- Może jednak pominiemy tą głupią tradycję...- nalegał.
- Nie ma mowy! Jedną noc bez niej wytrzymasz,a teraz wynocha! - upierała się Lucyna. Patrząc na nich, aż śmiać mi się chciało, ale w końcu postanowiłam wkroczyć do akcji.
- Kochanie, jutro się zobaczymy. A teraz idź, bo inaczej Lucyna będzie zmuszona użyć siły. - po tych słowach lekko się zaśmiał i pocałował mnie. No może to mało powiedziane, że pocałował, bo przyległ do moich warg jak jakaś pijawka. W końcu Lucyna pociągnęła mnie za ramię.
- Koniec tego Romeo. Oszczędzaj siły na jutro. - Odrzekła i zaprowadziła mnie do pokoju w którym miałam nocować. Po godzinie zaczęli się zjeżdżać nasi znajomi, którzy również byli zaproszeni na ślub i nocowali u Lucy, której dom był dość duży, by wszystkich pomieścić. Gdy panowie poszli już spać, razem z dziewczynami gadałyśmy chyba do 1 w nocy. W końcu poszłyśmy spać, bo przecież ,,Panna Młoda musi mieć siły na noc poślubną" jak to ujęła Lucyna. Śmiać mi się właściwie z niej chciało, bo razem z Markiem nic nie planowaliśmy. Byłam w ciąży, a lekarz kazał mi oszczędzać się przed ,,wysiłkiem fizycznym" więc nic z tego i tak nie będzie, ale wcale nas to nie załamało. Wręcz przeciwnie cieszyliśmy się na przyjście Małej Kruszyny. Nie chcieliśmy znać płci dziecka, aż do jego narodzin.

- Wstawaj! Dziś twój wielki dzień Kochanie! - tymi słowami obudziła mnie moja rodzicielka, która wraz z mym ojcem i siostrami przyjechali dziś rano.
- Już idę, idę. - zaspana odpowiedziałam i wstałam z łóżka. Gdy wyszłam z pokoju każda z kobiet rzuciła się na mnie. Moje kochane siostrunie zrobiły mi śniadanie, którym mnie osobiściw wykarmiły, potem Jula i Natka (przyjaciółki ze szkoły) zajęły się moja fryzurą. Kolejny etap to makijaż, który bezkonkurencyjnie musiały zrobić mi Izka i Aurelia, w końcu same miały własny salon makijażu. Na koniec wszystkie dziewczyny podziwiały mnie w białej sukni. Sama byłam zadowolona ze swojego wyglądu. Do kościoła zawiozła mnie mama i Lucyna, ponieważ mój ojciec wraz z Markiem i Michałem mieli tam czekać. Rzeczywiście tak było. Gdy znaleźliśmy się pod kościołem Lucy od razu weszła do wnętrza świątyni, ponieważ jako mój świadek miała zasiąść na odpowienim miejscu razem z Michałem,  który już tam było jako świadek Marka. 
Ojciec wziął mnie pod rękę.
- Denerwujesz się? - spytał.
- Trochę.
- Bo ja bardzo. - odrzekł. Trochę mnie to zdziwiło, ale uśmichnęłam się i ruszyliśmy w głąb kościoła. Przy ołtarzu ojciec ,,oddał" mnie w ręce Marka.
Msza przebiegła spokojnie. Liturgia słowa, kazanie no i nareszcie przysięga.
- ...Ja Marek...biorę Ciebie Nino za żonę...i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską... oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci...Tak mi dopomóż...Panie Boże Wszechmogący...w Trójcy Jedyny...i Wszyscy Święci. - Marek wypowiedział słow przysięgi patrząc mi głęboko w oczy i uśmiechając się. W końcu przyszła kolej na mnie:
- ...Ja Nina...biorę Ciebie Marku za męża...i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską... oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci...Tak mi dopomóż...Panie Boże Wszechmogący...w Trójcy Jedyny...i Wszyscy Święci. - wypowiedziałam słowa przysięgi bez zająknięcia. Potem nastąpił moment, gdy mieliśmy nałożyć obrączki i znów kolejna formułka. Po uroczystości w kościele udaliśmy się na salę, gdzie miała odbyć się reszta  imprezy. Nie obyło się oczywiście bez toastu oraz pocałunku pary młodej. O 12 w nocy obowiązkowo odbyły się oczepiny. Welon złapała Marta (moja bardzo dobra koleżanka ze studiów) , a krawat złapał znajomy Marka, Łukasz. Trzeba przyznać, że ich wspólny taniec dość komicznie wyglądał, ponieważ mężczyzna był bardzo wysoki, a Marta nie należała do tych najwyższych. W końcu wszyscy obdarowali ich brawami. Całe wesele skończyło się o 5 nad ranem. No proszę, tak mało ludzi, ale za to jak potrafią się świetnie bawić. Wykończeni pojechaliśmy do domu, by tam paść na łóżko i momentalnie usnąć. O dziwo podczas dzisiejszego dnia mój Maluszek nie kopał mnie zbyt mocno, pewnie wyczuł powagę sytuacji ;)

Mamy kolejny :D No to co? Ślub już jest to znaczy, że coraz bardziej zbliżamy się do końca :( Ale to jeszcze nie teraz ;p Proszę komentujcie :)) 
5 komentarzu = NOWY ROZDZIAŁ ;) 

5 komentarzy: