sobota, 29 czerwca 2013

Informacja


Informacja 

W tym tygodniu nie pojawi się raczej żaden wpis, ponieważ wyjeżdżam na tydzień i mnie nie ma. Będę starać się napisać coś w trakcie podróży, ale nie wiem czy pozwoli mi na to moja choroba lokomocyjna, która o dziwo ustępuje gdy mam wycieczkę szkolną ;D To by było na tyle DZIĘKUJĘ ZA DOŚC DUŻĄ LICZBĘ WYŚWIETLEŃ :* Do zobaczenia! 

                                                                      ~ Gabi ~

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 14.




Rozdział 14.

* z perspektywy Marka *

- Co ze mnie za idiota! - myślałem. Wołałem ją, lecz Nina mnie zignorowała. Nie biegłem za nią. Dlaczego?  No właśnie sam nie wiem...
Siedziałem w domu i czekałem kiedy Nina wróci. Bo wróci prawda? Nawet nie chciało mi się wyjść z Alexem. Byłem zły na siebie, że tak się wobec niej zachowałem. W pewnym momencie ktoś zadzwonił do drzwi. Nawet nie chciało mi się wstać, ale ktoś uporczywie dzwonił tym cholernym dzwonkiem.
- Już idę! - krzyknąłem, po czym wstając potknąłem się o własne buty i siarczyście przeklnąłem. W drzwich ukazał mi się Michał.
- Cześć Stary. - przywitał się.
- No hej. Wejdź. - zaprosiłem go do środka, gdzie panował straszny bałagan.- Chcesz coś do picia?
- Nie dzięki. - odparł Orlicz. - Właściwie to ja przyszedłem do Niny.
Muszę przyznać, że byłem w lekkim szoku, ale nie dałem po sobie tego poznać.
- Do Niny powiadasz? Niestety, ale nie ma jej. Mam coś przekazać?
- Właściwie to...eee...- Michał zawachał się. - Bo ja tu przyszłem z tą informacją.
- Jaką informacją? - byłem zdziwiony.
- No o tym Petro, czy jak mu tam.
- Petro?! Ale jak? Kiedy? - głos mi zadrżał. 
- No bo spotkałem się dziś rano z Niną w galerii. Ona opowiedziała mi o całej sytuacji i prosiła, abym pomógł jej znaleźć jakieś informacje o tym facecie. - wyjaśnił Orlicz,  sam  zdając sobie sprawę, dopiero przed chwilą, co zrobił. Od razu dodał:
- O cholera! Marek ona jest w niebezpieczeństwie!
- Alex! Jedziemy! - zawołałem psa. 
- Jadę z wami. - dodał Michał.
- Lepiej nie. Ty tu już wystarczająco ,,pomogłeś" - byłem na niego zły.
- Przynajmniej jej nie okłamywałem...- dogryzł mi Orlicz i ruszył w stronę auta. Muszę przyznać, że osłupiałem, ale był to moment. Musiałem jak najprędzej znaleźć Ninę. Strasznie się o nią bałem.
- To co wsiadasz? - spytał Michał. Bez słowa zająłem miejsce pasażera, a Alex umiejscowił się na tylnych siedzeniach.
- Najpierw jedź do Lucyny. Może tam jest. - poleciłem, a ten skierował się w stronę domu kobiety.

- Hej chłopaki co jes...- nie dokończyła Lucyna, ponieważ od razu wciąłem jej się w zdanie.
- Jest u ciebie Nina? - spytałem prędko. Byłem strasznie zdenerwowany.
- Niee,ale o co chodzi? - zapytała Lucy.
- Petro ją najprawdopodobniej  porwał. - wyjaśnił pospiesznie Michał.
- O Boże! Czekajcie jadę z wami. - kobieta szybko ubrała kurtkę i wsiadła do samochodu.
- Jak jej się coś stanie to nie ręczę za siebie! Zabiję gnojka! - w trakcie podróży rzucałem obelgi w kierunku Petro. Lucy starała się mnie uspokoić, lecz sama była zdenerwowana.
- Cholera! Tylko gdzie on mógł ją wziąść! Jakiś magazyn, coś...- Michał również bardzo zaangażował się w całą akcję ratowania Niny. Muszę przyznać, że trochę byłem zazdrosny, ale teraz liczy się tylko Nina, oby jej nic nie zrobił.
- Chłopaki to bezsesnu musimy wziąść wsparcie, oni pomogą nam przeszukać wszystkie stare, opuszczone hurtownie itd. - zaproponowała Lucyna.
- Mam nadzieję. Nie wybaczę sobie jakby jej coś zrobił. - orzekłem. Orlicz cały czas kierował autem i zbliżał się do najbliższego lasu gdzie wysiedliśmy i ruszyliśmy w głąb.
- Marek, to nie twoja wina. Przecież Petro już to planował napewno od dawna. - próbowała dodać mi otuchy Lucyna.
- Właśnie , że nie! Gdybym nie był takim pieprzonym egoistą i gdybym jej powiedział cała prawdę nie pokłócilibyśmy się i wszystko byłoby dobrze! Ale oczywiście musiałem wszystko zchrzanić! - wykrzyczałem to wściekły na siebie.
- Nie chce wam przerywać, ale ten las jest czysty, nic, ani nikogo tu nie ma. - odrzekł Michał i wróciliśmy do auta.
- Najlepiej będzie jeżeli wrócisz do domu , Marek. Jesteś zmęczony. Nie możesz zarwać tej nocki, tak samo jak wczorajszej. - poleciła mi Lucy.
- Wczoraj, wczoraj to ja, idiota, bałem się przyznać, że jechałem 400 km do mojej rodziny, aby się czegoś dowiedzieć. Ci oczywiście mnie olali do domu nawet nie wpuścili, właśni rodzice! - wszystko co mnie drażniło przez ten jeden dzień, momentalnie ze mnie uleciało pod postacią słów. Lucyna nic nie powiedziała. Odwieźli mnie i Alexa do domu. Nie chciało mi się spać. Jedyne o czym teraz marzyłem to to, by znaleźć Ninę. Nie wiedziałem jak zareaguje, gdy mnie zobaczy. Poprostu chciałem znów mieć ją przy sobie...

* perspektywa Niny * 

Ocknęłam się. Byłam strasznie słaba i nie mogłam się ruszyć, ponieważ miałam związane ręce i nogi. Dopiero później zdałam sobie sprawę, co się wydarzyło. Znajdowałam się w dość małym pomieszczeniu. Było tu tylko stare łóżko, jakiś stolik oraz krzesło, na którym siedziałam związana. Zaczęłam się wydzierać, aż w końcu ktoś otworzył drzwi i do pomieszczenia wkroczył dość wysoki, napakowany, łysy koleś.
- Zamknij tą mordkę ślicznotko, bo szefa obudzisz! - rozkazał mi, równocześnie łapiąc mnie za polik.
- Ałaa. Puszczaj to boli! - wykrzyczałam. Nie bałam się tego kolesia. Bardziej przerażała mnie myśl co chcą mi zrobić. Mężczyzna zamachnął się i już chciał mnie uderzyć, gdy do pomieszczenia wszedł kolejny mężczyzna. Ten tym razem był nawet przystojny, gdyby nie posiadał tych blizn i szram, blondyn. Również był umięśniony,
- Zostaw ją Alek! - rozkazał. 
- Tak jest szefie. - odrzekł ten, który chciał mnie uderzyć i odszedł. Facet, który przyszedł jako drugi, chwilę mnie obserwował po czym usiadł na łóżku,  na przeciw mnie tak, że patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
- Hmm...muszę przyznać, że mój ,,braciszek" znalazł sobie ładną laleczkę. - odrzekł i pomacał mnie swą ręką po poliku. Natychmiast się odchyliłam.
- Zostaw mnie! - wykrzyczałam.
- Ocho i to jeszcze zadziorna! - powiedział z drwiącym uśmieszkiem. - Wiesz, na twoim miejscu byłbym bardziej łagodniejszy wobec takiej osoby jak ja.
- Czyli jakiej dokładniej? - spytałam. Nie wiem dlaczego, ale kogoś mi on przypominał. Jakbym już kiedyś widziała tę twarz, albo może był do kogoś podobny...
- Właściwie to gdzie moje maniery. Zacznijmy od początku. Jestem Piotr, dla przyjaciół Petro. - przedstawił mi się, a jego fałszywy uśmiech nie schodził mu z twarzy. Ja zadrżałam na dźwięk tego imienia. Petro, czyli to jest ten Petro. 
- Chyba nie powiesz, że o mnie nie słyszałaś? Twój chłoptaś nic ci o mnie nie powiedział? - spytał z drwiną w głosie. We mnie się poprostu gotowało.
- Odczep się od Marka! Skąd ty wogóle go znasz?! - wybuchłam. Wtedy właśnie mój porywacz przybrał swoją prawdziwą twarz. Stał się zimny i oschły.
- Po pierwsze. Nie tak agresywnie ślicznotko, bo ucierpisz, a po drugie czy twój kochaś nie mówił ci, że ma brata? - zaśmiał się szyderczo. Wtedy zdałam sobie sprawę o co Markowi chodziło. Dlaczego tak wybuchł tamtego ranka na komendzie i dlaczego nie lubił rozmawiać o swojej rodzinie. On się poprostu wstydził.
- Na jego miejscu też bym się wstydziła. - odpowiedziałam, patrząc Piotrowi prosto w twarz.
- Ty zdziro! - po tych słowach przepoliczkował mnie. Nie ukrywam bolało, ale nie chciałam tego po sobie okazać.
- Wstyd?! Wstyd to ON przyniósł naszej rodzinie, gdy postanowił się ,,nawrócić" i zostać policjantem. Porzucił rodzinę i poszedł w świat. Został tym swoim policjancikiem i teraz sobie żyje. A my?! Jego przeszłość Maleńka nie była taka kolorowa. - ostatnie zdanie powiedział słodząc każde słowo.
- Nie interesuje mnie jaki był, ale jaki jest. - orzekłam. Nie bałam się chociaż wiedziałam, że Petro może mnie ponownie uderzyć. Nie zrobił tego na szczęście.
- Wogóle po co ja ci tu jestem potrzebna? - spytałam z wyrzutem, przygryzając wargę. Ten tylko na mnie spojrzał.
- A widzisz. Ty właśnie jesteś mi potrzebna po to , by się na nim zemścić.
- W życiu ci nie pomogę! - wykrzyczałam.
- Ojojoj. Sądzę, że pomożesz, bo inaczej spotka krzywda i Ciebie i twoich bliskich...- powiedział i wyszedł z pomieszczenia. Byłam załamana. Łzy zaczęły spływać z mojej twarzy. Nagle do  pomieszczenia wkroczył ponownie Petro. Tym razme miał moją komórkę i laptopa.
- A teraz wyślę esemesa Markowi i napiszę by połączył się z tobą video przez internet. Wtedy powiesz mu, że nie chcesz do niego wracać i na jego oczach pocałujesz mnie. - znów pojawił się na jego twarzy ten drwiący uśmiech.
- Ty dupku! Nie pocałuję cię! 
- W takim razie...Alek, Olieg chodźcie! - zawołał swych towarzyszy. Olieg również był napakowanym i łysym facetem. Obydwoje w rękach trzymali broń.
- A więc co teraz powiesz? - Piotr zwrócił się do mnie.
- Zrobię wszystko, ale nie krzywdź moich bliskich. - odpowiedziałam z rezygnacją.
- Coś tak właśnie myślałem, że się zgodzisz...- powiedziawszy wysłał z mojej komórki esemesa do Marka.
- Zgodziłam się, ale ty mnie rozwiąż. - orzekłam.
- Myślisz, że jestem naiwny? 
- Myślę o tobie wiele rzeczy, ale nie myślę, że jesteś głupi. Chyba nie chcesz, abym mając związane ręce, pocałowała cię. Wtedy Marek wyczułby, że to przekręt. - postawiłam warunek, na który przystał Petro. Miałam nadzieję, że wtedy gdy mnie rozwiąże będę miała możliwość ucieczki, niestety ustawił swoją ,,bandę" na wejściu do pomieszczenia. Spojrzałam na ekran laptopa. Widniała tam informacja, że ktoś dzwoni. Nie chciałam zadawać tego bólu Markowi, ale jednak, musiałam...

No i jak się podoba? Piszcie szczerze w komentarzach proszę ;** Może zróbmy tak: JEŚLI  KTOŚ  PRZECZYTAŁ TEN ROZDZIAŁ NIECH NAPISZE W  KOMENTARZU  CHOCIAŻ TAKĄ BUŹKĘ ,,;)" Byłabym bardzo wdzięczna :) Wiem, że rozdział wstawiłam szybko, ale nadchodzą wakacje co łączy się z moimi nudami haha :p



sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 13.



Rozdział 13. 

Dni mijały nam jak zawsze. Raz szybko, a innym razem wolno. Byłam już z Markiem prawie rok, a nasza miłość nadal kwitła. 
Pewnego dnia, gdy przyszliśmy do pracy Alex jak zwykle ułożył się w swym legowisku, a Lucyna siedziała przy biurku,lecz niestety jej wyraz twarzy nie zapowiadał nic dobrego.
- Co ci jest Lucy? - spytałam , podczas gdy Marek przygotowywał dla nas kawę.
- Bo ja...ten...no...mam...sprawę...- wyjąkała zdenerwowana.
- A dokładniej? - spytałam. Widać było, że Marek przysłuchuje się naszej rozmowie.
- Bo widzicie, dzisiaj dotarła do nas informacja....eee...no...że...- Lucy nie mogła dokończyć zdania, ponieważ cały czas z niepokojem patrzyła na Marka.
- Lucynka co jest? - spytałam sama już się trochę denerwując.
- ... Petro uciekł z więzienia. - wyjąkała. Marek upuścił kubek z kawą, a ten rozbił się o płytki.
- Że co?! Czy chodzi nam o tego samego Petro?! - wykrzyczał.
- Niestety, ale tak. - orzekła Lucyna spuszczając głowę. Ja byłam kompletnie zdezorientowana. No bo jaki Petro i dlaczego Marek się tak zdenerwował?
- Przecież mówiłem, że ma mieć najlepszą ochronę! Jak to możliwe?! - krzyczał Marek, który już był wściekły.
- Ktoś z naszych go stamtąd uwolnił. Nie wiemy kto, trwają poszukiwania,ale jak narazie nie zapowiada się to najlepiej. - wytłumaczyła Lucyna, która nie okazywała swoich emocji tak jak Marek. A ja nadal nie wiedziałam o co chodzi. Chciałam się spytać, lecz Bromski przeszkodził mi.
- Jadę tam. - odrzekł nieco już mniej nerwowy i wyszedł z biura zabierając ze sobą Alexa. Nawet nie chciałam go zatrzymywać, bo wiedziałam, że to nic nie da. Dlatego też wykorzystałam to, że była cisza i próbowałam wyciągnąć jakąś informację od Lucyny.
- Mogłabyś mi powiedzieć kto to jest ten Petro? - spytałam się.
- Ta....nie...znaczy...Wiesz co ja muszę chyba coś zrobić. - zmieszana zmieniła temat i wstała z fotelu.
- Czekaj. To tak czy nie? 
- Ja nie wiem. - zdenerwowana zaczęła przeglądać segregatory. Wiedziałam, że coś kręci.
- Jak to nie wiesz? Lucy, jesteś moją przyjaciółką proszę powiedz mi. - błagałam.
- Nina, ja bym chciała ci bardzo powiedzieć, ale ja nie mogę...- powiedziała już spokojnie.
- Jak to nie możesz? - zaczęłam zadawać naiwne pytania, ponieważ nie miałam pojęcia jak to od niej wyciągnąć.
- Bo to nie ode mnie zależy...przykro mi. - zesmutniała i odłożyła segregator.
- To od kogo w takim razie?
- Ehhh...Marka. - wyszeptała i wyszła z biura zostawiając mnie osłupiałą.
- Marka?! Jak to Marka?! Przecież nie mamy przed sobą żadnych tajemnic, a tu się okazuje, że wszystkiego nie wiem. - myśli kotłowały mi się w głowie. Postanowiłam do niego zadzwonić, lecz ten nie odbierał, nie odpisywał także na esemesy. W końcu, zrezygnowana, gdy nadeszła 19, pojechałam do domu i wpadłam na pomysł, by zrobić kolację i może wtedy Marek mi coś powie.

Po zrobieniu kolacji, była już godzina 20, by nie zamęczać się już myślami o tym całym Petro, postanowiłam oglądnąć jakiś film. Mijały minuty, godziny, a Marka jak nie było tak nie ma. W końcu zasnęłam. Obudziłam się w nocy, sama nie wiem, która to była godzina. Ktoś okrywał mnie kocem. Okazało się, że był to Marek. Cmoknął mnie w czoło i już miał wyjść kiedy otworzyłam oczy.
- Marek? - spytałam zaspana. Spojrzałam na zegarek, była 2 w nocy.
- Tak? - spytał, obracając się w moją stronę.
- Gdzie ty byłeś? Przecież jest 2 w nocy! - powiedziałam już trochę przebudzona. Mężczyzna tylko usiadł koło mnie i objął mnie.
- To co? Odpowiesz mi? - spytałam lekko zdenerwowana. Ten westchnął.
- Musiałem załatwić pilną sprawę. - odpowiedział. Widać było, że był zawiedziony i smutny.
- O 2 w nocy ?! - byłam zła na niego i wstałam z sofy. Ten nadal siedział i spuścił głowę.
- Nina, przepraszam. 
- Za co?! O co wogóle dzisiaj Ci chodzi? Najpierw ta akcja w biurze, potem to zniknięcie...- chciałam wymieniać dalej, ale widziałam, że Marek jest strasznie przygnębiony więc, przestałam i usiadłam obok niego.
- Marek, o co chodzi? Kto to jest Petro? - zaczęłam zadawać pytania i spojrzałam mu głęboko w oczy, które widać było, że są zmęczone.
- Nie mogę. Wybacz. - tylko tyle zdołał z siebie wydusić i wyszedł z pokoju. Nie wiedziałam co sobie o tym myśleć. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie.

Rano obudziłam się w sypialni. Nie przypominało mi się, abym tu przychodziła. Wydawało mi się, że zasnęłam na kanapie. Weszłam do salonu, a tam ujrzałam Marka, który spał na sofie. Widać, że była to dla niego niezbyt wygodna pozycja. Okryłam go kocem i poszłam zrobić śniadanie. Była 8 godzina, a że nie chciałam od rana podejmować tematu o wczorajszym dniu, postanowiłam zrobić śniadanie i pojechać do centrum na jakieś sobotnie zakupy. Zostawiłam Markowi karteczke, aby się nie martwił.
      ,,Jestem na zakupach. Wrócę ok. 12. Mam nadzieję, że ty też mi chociaż                                 napiszesz gdzie się wybierasz. Nina"
Sądziłam, że taka wiadomość powinna wystarczyć. Nie chciałam, aby pomyślał, że przez to, iż pozwolił mi się wyspać, a sam się ciśnie na tej kanapie, to wszystko mu wybaczyłam. O nie! Nie spocznę dopóki się wszystkiego nie dowiem o tym całym Petro i wogóle całej tej sytuacji.

W galerii nie było żadnych nowości, więc skierowałam się w kierunku kawiarni. Miałam wrażenie jakby ktoś mnie obserwował, ale nie miałam siły, by zamęczać się jakimiś wymysłami mojej chorej wyobraźni. Nagle ktoś zasłonił mi oczy. 
- Zgadnij kto to. - powiedział mężczyzna, którego jakże dobrze poznałam po głosie.
- Michał? Co ty tutaj robisz? Myślałam, że jesteś w Toruniu. - odwróciłam się do niego.
- Postanowiłem zrobić niespodziankę Lucynie i ją odwiedzić. Może masz ochotę na kawę? - zaproponował.
- Jasne. Właśnie się tam wybierałam.
Ruszyliśmy ku kawiarence. Czas minął nam bardzo szybko. W towarzystwie Michała czułam się bardzo dobrze. Opowiedziałam mu o całej tej sytuacji z Petro, ale nie chciałam nic mówić o tym, że Lucyna i Marek wiedzą kto to. Orlicz zrozumiał mnie i powiedział, że postara się wyszukać jak najwięcej informacji o nim, za co mu serdecznie podziękowałam. Nawet nie zwróciłam uwagi, gdy nadeszła godzina 13. No tak, muszę już lecieć. Podziękowałam Michałowi za miłe towarzystwo i wyruszyłam do domu. W drodze powrotnej znów miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale szybko to zignorowałam. Przecież nie miałam żadnych wrogów. W domu czekał na mnie Marek. Jego powitanie nie należało do zbyt miłych.
- Gdzie byłaś? - spytał, nawet nie przywitając się ze mną.
- Może by tak cześć? 
- Odpowiesz mi?
- Zostawiłam ci karteczkę. - wyjaśniłam.
- Owszem, na której było napisane, że wrócisz około 12, a nie po 13! - Marek zdenerwował się na mnie.
- Nie sądze, że powinnam ci się spowiadać z wszystkiego co robię. - powiedziałam. Sama nie dawałam za wygraną.
- Ale ja tak sądzę. - orzekł.
- Hah. Proszę cię. - powiedziałam z ironią. - Co ci odbija? Od wczoraj zachowujesz się jakby nie wiadomo co się stało! - wykrzyczałam mu to w twarz.
- Bo może coś się akurat stało!
- W takim razie co?!  - chciałam się jak najwięcej dowiedzieć. Wtedy po tej krótkiej,  lecz jakże głośnej wymianie zdań, nastała cisza, a Marek tylko się odwrócił w stronę okna.
- Tak myślałam...- wyszeptałam w jego kierunku i wyszłam. Nie interesowało mnie to czy woła mnie, czy nie. Ja biegłam przed siebie i nie zauważyłam nawet kiedy zaczęły mi spływać z oczu łzy. Były to łzy smutku, żalu. Byłam załamana tym, że przez tak długi czas związku z Markiem nie wiedziałam o nim połowy rzeczy, a on nie chciał mi na tyle zaufać, aby wszystko mi powiedzieć. Znów wróciło do mnie uczucie, jakby ktoś mnie obserwował. Jak zwykle ,,olałam" to. Dopiero później zrozumiałam, że był to błąd. Niespodziewanie, ktoś od tyłu przyłożył mi rękę do ust. Próbowałam się wydzierać, lecz nic nie pomogło. Mężczyzna (stwierdziłam to po masywnych dłoniach, które związały mi ręce) włożył mi jakąś pigułkę do ust, po czym straciłam przytomność...

No jakaś akcja w końcu co nie? ;D Samej mi się zaczęło nudzić ;p Dziękuję, że czytacie ;**  Ten rozdział dedykuję wszystkim moim wiernym czytelnikom <3 (wiem, że krótki, ale staram się) Dziękuje Wam! :***. Tym razem nie wymuszam komentarzy hehe xD Ale dziękuję za tamte ;* Nie spodziewałam się, że będzie ich tak dużo ;) See you :]

sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 12.



Rozdział 12.

 Alex pobiegł przodem i schował się za drzewo. Nie wiedziałyśmy z Lucy o co mu chodzi. W pewnym momencie z ukrycia wyskoczyło dwóch mężczyzn w śmiesznych maskach i każde z nich złapało mnie i Lucy, biorąc na ich silne, co było można wyczuć, ramiona. Następnie wbiegli, trzymając nas, do wody. Razem z Lucyną byłyśmy w szoku, ale też trochę złe.
- Marek puszczaj mnie! - zwróciłam się do mojego ,,porywacza" , gdy razem ze mną wskoczył do wody. Byłam cała mokra.
- Haha. Skąd wiedziałaś, że to ja? - spytał i ściągnął maskę. To samo zrobił jego kolega, czyli Michał.
- Tylko wy potraficie wpaść na tak głupi pomysł. - oświadczyła Lucyna śmiejąc się z nich razem ze mną. Ci spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Mówicie, że głupi tak? - odrzekł Michał, który trzymając Lucynę tak samo jak Marek ze mną momentalnie zanurzył się pod wodę.
- No to ciekawy jestem co na to powiecie. - powiedział Marek i obydwoje z Orliczem zaczęli podtapiać mnie i Lucy. Alex patrzył na to wszystko z brzegu, ponieważ nie lubił wody,a co dopiero kąpieli w niej o tak późnej porze.
- No dobra Lucy, chyba czas im pokazać. - zwróciłam się do kobiety i zaśmiałam się. Marek z Michałem nie wiedzieli o co chodzi dopóki ja i Lucyna z zaskoczenia skoczyłyśmy na nich tak, iż zanurzyli się cali pod wodę.
- Hah. I mamy was. - wykrzyknęła z triumfem w głosie Lucy. Niestety w pewnym momencie zaczęłyśmy się niepokoić i wołać ich dość przestraszone, ponieważ długo nie wypływali. Nagle pod wodą ktoś złapał mnie za nogę. Krzyknęłam przestraszona, okazało się, że był to Marek,  który razem z Orliczem postanowił chwilę ,,ponurkować" jak to póżniej się tłumaczyli. Zaczęłam się śmiać i krzyczeć, że ma mnie puścić. 
- No dobra puszczę cię...- nie zdążył dokończyć, bo mu przerwałam:
- No to puszczaj!
- Ale chce coś wzamian. - orzekł z tą swoją rozbrajającą miną i zaczął mnie namiętnie całować. Może pocałunek ten trwałby dłużej, ale zaczęłam się trząść z zimna.
- Zobaczysz przez ciebie będę chora. - zaśmiałam się i wszyscy wyszliśmy z wody razem z Lucy i Michałem. Alex czekał na nas leżąc sobie na kocu, który był dla niego przygotowany. Zaczęłyśmy się śmiać z Lucyną z samych siebie, a chłopaki przynieśli nam ręczniki oraz koce. Marek chciał się okryć wspólnie ze mną, a Michał razem z Lucy, lecz nie pozwoliłyśmy na to śmiejąc się z nich, ponieważ byli oni tylko w kąpielówkach i trzęśli się z zimna.
- No weźcie dziewczyny, zimno nam. - prosili.
- Hah. Trzab było się nie moczyć w wodzie. - odrzekłyśmy i zaśmiałyśmy się. W końcu jednak nie miałyśmy serca patrzeć na nich jak marzną i przygarnęłyśmy ich. Szczerze mówiąc, gdy Marek okrył się kocem razem ze mną i mnie przytulił, nawet cieplej mi się zrobiło. Siedzieliśmy tak do siebie przytuleni przy ognisku, które rozpalili chłopcy.
- Wiesz Lucy. - odrzekłam przerywając chwilę ciszy, a ta na mnie spojrzała. Również miała wspólny koc z Orliczem. - Sądzę, że w tym przypadku to bez kary się nie obejdzie. - powiedziałam, odnosząc się do dzisiejszej ,,zabawy" w wodzie.
- Też tak się właśnie zastanawiałam. - odpowiedziała i mrugnęła do mnie okiem. Chłopcy trochę się przestraszyli.
 - No co wy dziewczyny, to był tylko taki żart. - próbował się tłumaczyć Michał  razem z Markiem.
- Och. No to chyba wy też się nie obrazicie, gdy dziś się prześpicie pod gołym niebem. - powiedziałam śmiejąc się z ich min, gdy mnie usłyszeli, razem z Lucyną.
- Nina, proszę nie zrobisz mi tego. - powiedział Marek i próbował mnie przekonać.
- A czemu by nie kochanie? - zaakcentowałam ostatnie słowo i razem z Lucyną wstałyśmy, by przynieść im śpiwory.
- Lucy ja też? - spytał przestraszony Michał.
- Bez wyjątków. - odpowiedziała i zaśmiała się. Chłopakom niestety nie było do śmiechu.
- Sądzę Nina, że już czas na nas. Chłopcy sobie chyba poradzą. - odrzekła Lucy i cmoknęła Orlicza, a ja dałam buziaka Markowi. Rozeszłyśmy się do swoich namiotów. Ja z Alexem, a Lucy sama. Chłopacy jeszcze nas błagali, abyśmy się nad nimi zlitowały, ale nie odzywałyśmy się i uznali, że poszłyśmy spać. W końcu rzeczywiście zasnęłyśmy.

W nocy przyszła straszna burza, co łączyło się z ulewnym deszczem. Obudził mnie Alex, który zaczął mnie lizać po twarzy, piszcząc.
- Alex! Co ty wyrzbiasz?! - skarciłam psa ledwo przytomna. Pies jednak nadal piszczał. 
- Pewnie boisz się burz... - nie dokończyłam, ponieważ usłyszałam Marka, która starał się mówić jak najgłośniej, ale niestety nie pozwalał mu na to fakt, iż trzęsł się z zimna:
- Nina, wpuść mnie proszę. Nina!
- O Boże! Marek!- przestraszona szybko otworzyłam namiot, aby ten mógł wejść.
- Ehh...dziękuję, że mnie raczyłaś wpuścić! - skarcił mnie, a ja w tym czasie pomagałam mu ściągnąć przemoczoną koszulkę.
- Przepraszam Kochanie. A co z Orliczem?- spytałam się słodząc każde sło i próbując go udobruchać buziakiem w polik. Alex w tym czasie ułożył się wygodnie i próbował zasnąć.
- Lucyna go już dawno wpuściła...- odrzekł z wyrzutem wyciskając wodę z bluzki. - A wogóle chyba ja tu najbardziej ucierpiałem, a nie Orlicz?!
- Jejkuu...Przepraszam Cię Mareczku. - Próbowałam go ponownie udobruchać i okryłam go kocem, aby się ogrzał.
- No nie wiem. Należałoby mi się jakieś wynagrodzenie. - powiedział i widać było, że powróciło mu poczucie humoru, ponieważ uśmiechnął się łobuzersko.
- Omm...nagroda powiadasz? - udałam, iż nie wiem o co chodzi i usiadłam oplatając nogi wokół jego pasa.
 - Dokładnie. - odrzekł i zaczął mnie całować. Nie sprzeciwiałam się, ponieważ wiedziałam, że tak łatwo nie odpuści. Na początku były delikatne buziaki, które przerodziły się w namiętne i długie pocałunki. Jeszcze nigdy nie czułam się przez kogoś tak kochana jak przez Marka. Pies w tym czasie o dziwo usnął.

Rankiem i to bardzo wczesnym, bo była 6 godzima, obudziłam się prędzej, niż Marek, który smacznie spał. Powoli wyswobodziłam się z jego objęć i pocałowałam go delikatnie w policzek. Szybko nałożyłam krótkie jeansowe spodenki oraz bluzkę z głebokim wycięciem na plecach. Wychodząc z namiotu zauważyłam palące się ognisko, a przy nim Michała z Alexem, który najwidoczniej nie lubi leniuchować jak jego pan. Podeszłam do nich.
- Dzień Dobry! Widzę, że u Was to ty jesteś rannym ptaszkiem. - przywitał się żartując.
- Hah. Zazwyczaj. - zaśmiałam się. - A ty co tam pichcisz? - spytałam kucając przy nim i patrząc jak smaży rybę.
- A śniadanko przygotowuję dla nas. - odpowiedział.
- Mmm...coś czuję, że będzie wyśmienitę.
- Hah to się okaże. Dopiero za pół godziny. - orzekł.
Czas ten zleciał nam bardzo szybko na rozmowie. Michał opowiedział mi o swojej pracy w policji i o różnych akcjach w których brał udział. Niektóre, muszę przyznać, że były bardzo zabawne. No bo kto by pomyślał, że niepozorna, starsza pani mogłaby przywalić reklamówką z mrożonym kurczakiem złodziejowi, który wybiegał z banku i tym samym pomóc go skuć w kajdanki ?! Haha.
Przez te pół godziny zdążyłam poznać dobrze Michała i bardzo się obydwoje polubiliśmy. W końcu postanowiliśmy, że zjemy sami te ryby, a potem pójdziemy się jeszcze przespać do naszych śpiochów. Śniadanie było wyśmienite i od razu po nim udaliśmy się do naszych namiotów, a Alex jadł jeszcze porcję swego pożywienia. Gdy weszłam, a właściwie wczołgałam się do namiotu, Marek jeszcze spał. Postanowiłam jeszcze chwilę sobie pospać więc ściągnęłam bluzkę i założyłam biały top, który odkrywał mój brzuch, a spodenki zostawiłam takie jakie miałam. Wtuliłam się w tors mego mężczyzny i odpłynęłam w krainę Morfeusza...
Gdy się obudziłam Marek już niespał i podparty o swój łokieć, palcem kreślił mi różnorakie kółka na brzuchu. Gdy zauważył, że się obudziłam dał mi buziaka na dzień dobry.
- Hmm...czyli mam rozumieć, że wczorajsze ,,winy" są mi odpuszczone? - spytałam ze śmiechem w głosie,a Marek przytulił mnie mocniej.
- Powiedzmy...chociaż niepokoi mnie to, że obudziłaś się dziś w innej bluzce niż zasnęłaś. 
Gdy to powiedział wybuchnęłam się śmiechem, a on nie wiedział o co mi chodzi.
- Nie rozumiem cię. - orzekł lekko zdziwiony i zbliżył się do mnie muskając moje usta. - Ale to właśnie mi się w tobie najbardziej podoba. - dodał i chciał kontynuować pocałunek, lecz mu przerwałam i zatrzymał się tak, że centymetr dzielił nasze twarze.
- Oj nie nie. Koniec tego dobrego. Wstajemy i musimy zobaczyć gdzie nasz Alex się podziewa. Pewnie za Michałem poszedł.
- Michałem? - zdziwił się Marek i wyglądał jakby zasnął na 100 lat i właśnie się przebudził.
Nnn..no tak z Michałem. - powiedziałam trochę zmieszana, bo nie chciałam Markowi tłumaczyć, że się rano z nim spotkałam. Już wystarczająco teraz był zazdrosny.
- Wiesz co, może masz rację. Wyjdźmy lepiej na dwór, bo musze się przewietrzyć.
Tak też zrobiliśmy. Lucyna z Orliczem już na nas czekali. Niestety kobieta nie wyglądała za dobrze.
 - Lucy co jest? - od razu spytałam, gdy Marek zaczął gawędzić z Michałem.
- Chyba jestem chora... - powiedziała, a jej głos był strasznie słaby. Słychać było, że ma zatkany nos. Chciałam z nią jeszcze porozmawiać, ale Orlicz oznajmił, że muszą już z Lucy jechać, bo inczej ta się jeszcze bardziej rozchoruje. Pożegnaliśmy się i sami powoli zaczęliśmy się zbierać. Podróz powrotna minęła nam miło i przyjemnie, może oprócz tego, że Alex zjadł rybę, a my tego nie zauważyliśmy i musieliśmy stawać co chwilę, ponieważ albo skomlał z bólu, albo szczekał z niewiadomo jakiego powodu.

Uff...ale się namęczyłam ;d Ale najważniejsze, że jest ;D Dziękuję, że czytacie i proszę komentujcie ;* Wybaczcie, że tak długo czekaliście na ten rozdział, ale niestety koniec roku się zbliża, a Gabi poprawia co się da, żeby była ładna średnia ;p No nic mam nadzieję, że się podoba. A teraz trochę ,,tak jakby" rozrywki: 
                               10 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ ;*
No to co? ;] Zaczynajcie!. <3

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział 11.



Rozdział 11.

Gdy rano się obudziłam, w łóżku nie było przy mnie Marka, nawet Alexa, co mnie bardzo zdziwiło. Z kuchni docierał zapach jajecznicy.  Założyłam szlafrok i skierowałam się ku pomieszczeniu z którego dobiegał zapach.
- Dzień dobry księżniczko. - przywitał mnie Marek, gdy weszłam ledwo przytomna do kuchni, przecierając oczy.
- Bardzo śmieszne. - powiedziałam z lekką ironią. - Skoro w nocy mnie budzi facet, który kłoci się z własnym psem to jak tu się wyspać? 
- Aha. Wiedziałem, że to powiesz. - odrzekł i mnie objął. - Dlatego też dzisiejsze śniadanie jest rewanżykiem za to. - powiedziawszy to zaczął mnie całować co natychmiast przerwałam:
- Oj nie, nie. Tak się nie bawimy. Najpierw śniadanie, a potem przyjemności. - uśmiechnęłam się. Marek zaśmiawszy się odrzekł z tym swoim rozbrajającym uśmiechem: 
- Jak sobie Księżniczka życzy.
Zaśmiałam się. I usiadłam na krzesło, które specjalnie dla mnie przysunął. Zdziwiła mnie nieobecność Alexa, ale nie chciałam poruszać tematu, ponieważ szybko zorientowałam się, iż jest na ogrodzie. Śniadanie było pyszne, gdy skończyłam wstałam z krzesła, a Marek podszedł do mnie i odrzekł:
- Hmm...czyli teraz czas na przyjemności.
- Hah. Zgadza się. - uśmiechnęłam się i zaczeliśmy się namiętnie całować. Jak zwykle musiało nam coś przerwać. Tym razem był to odgłos mej komórki. Przerwaliśmy pocałunek.
- Normalka. - odrzekł Marek z niecierpliwością w głosie.
- Ehh...obiecuję, że dokończymy. - odpowiedziałam i cmoknęłam go w policzek, po czym odebrałam komórkę. Była to Lucyna. Marek w tym czasie wpuścił Alexa do domu i próbował go uspokoić, aby nie skakał po nim.
- No hej Lucyna co jest?- spytałam.
- Cześć. Ja tylko dzwonię się upewnić czy jedziecie i na którą będziecie. 
- A tak. Rzeczywiście to dzisiaj. - powiedziałam, a Marek spojrzał się na mnie nie wiedząc o co chodzi. 
- A więc? - spytała się Lucy, w tle usłyszałam głos mężczyzny, który aby zostawiła ten telefon.
- Tak, tak będziemy. Słyszę, że wy już jesteście tak? - zapytałam śmiejąc się.
- Eee...aż tak słychać? - Lucy zaśmiała się.
- Dobra to lepiej już zostaw tą komórkę, a my będziemy za godzinkę nad zalewem. 
- Ok, pa. - pożegnała się Lucyna.
Odłożyłam komórkę, a Marek natychmiast spytał się mnie,lekko zdziwiony: 
- O co chodzi?
- Zapomnieliśmy kompletnie, że dzisiaj jesteśmy umówieni z Lucy na tą noc pod namioty. - wytłumaczyłam.
- A nie da się tego przełożyć na kiedy indziej. Miałem nadzieję, że tę noc spędzimy razem. - Marek próbował mnie namówić.
- Wiesz przecież, że już się umawialiśmy. Lepiej weż Alexa i jedziemy. Przecież tam też będziemy mieli chwilę dla siebie. - odrzekłam.
- No nie wiem...
- Ale ja wiem. - powiedziałam pewnie. - A ty weż tą torbę i jedziemy, nie ma co czekać.
- No dobrze, już dobrze. - powiedział i zrobił to co mu poleciłam.
Wsiedliśmy do auta razem z Alexem, który zajął miejsce na tylnym siedzeniu. Podróż trwała z pół godzinki. Jak zwykle starałam się podjąć tematu o rodzinie, lecz Marek tym razem mnie przejżał.
- Słuchaj Nina, ja naprawdę nie chciałbym mówić o nich. Nawet nie wiem gdzie są i nie mam zamiaru się z nimi widzieć. - odrzekł głosem niemalże bezbarwnym.
- Jasne. Ok, rozumiem. - odrzekłam,  lecz trochę głupio mi się zrobiło. Na szczęście Marek zachował się tak, jakby tych dwóch zdań przed chwilą nie było i zaczął opowiadać mi o histori, która przytrafiła mu się kiedyś z Alexem. Strasznie mnie rozbawił i sama o tym zapomniałam. W końcu dojechaliśmy na miejsce. To miejsce było cudowne. Pogoda była piękna więc woda przybrała cudowny kolor. Była niemalże błękitna. Nasze namioty były już gotowe i stały, jako jedyne, ponieważ mieliśmy wykupione osobne miejsce na polu namiotowym, gdzie było cicho, pod dużym drzewem. Od razu przywitała się z nami Lucyna i przedstawiła nam swojego partnera, który był brunetem i miał piękne czarne oczy. Musiałam przyznać, że był bardzo przystojny.
- A więc tak kochani, to jest Michał. - przedstawiła nam swojego znajomego Lucy. Ten mnie pocałował w rękę, a z Markiem uścisnął sobie dłonie. No i nie pominął Alexa, którego od razu pogłaskał.
- Heh. Fajny pies, też miałem kiedyś takiego. - powiedział.
- Dzięki. Wogóle to ja jestem Marek, a to jest moja dziewczyna Nina. - odrzekł Marek i przedstawił nas.
- Miło mi. - powiedział Michał, jak później się dowiedziałam od Lucy, nazywał się Orlicz i był komisarzem, tak jak Marek, tylko że na komendzie w Toruniu. Specjalnie dla Lucy przeprowadził się do Łodzi, aby u niej zamieszkać.
- No to co? Raczej nie będziemy tak stać? - zaśmiałam się.
- Racja, to co powiecie na jakiś wypad o 20? - spytał Marek.
- Jasne, nie ma sprawy. - zgodził się Orlicz.
- A wy w tym czasie się rozpakujecie i przygotujecie sobie śpiwory w namiocie. - odrzekła Lucyna. Namioty mieliśmy obok siebie, więc podczas naszego rozpakowywania się Michał pomógł Markowi, a ja i Lucy wzięłyśmy Alexa na długi spacer nad brzegiem wody.
- No fajny ten twój facet. Nie ma co. - zwróciłam się do Lucyny podczas, gdy Alex próbował wejść do wody, lecz nie przełamał swego strachu.
- Hah. No wiesz starałam się znaleźć odpowiedniego. - zażartowała, a ja się zaśmiałam. Potem Lucy mi opowiedziała jak się spotkali. Chciałyśmy sobie jeszcze chwilę pochodzić, ale zadzwoniła do mnie komórka, był to Marek. 
- Cześć kochanie, gdzie jesteście? - spytał.
- My już wracamy, bo wzięłyśmy Alexa na spacer, ale zaraz będziemy.
- Ok. My już na was czekamy. - odpowiedział i się rozłaczyliśmy. Byłam trochę zdziwiona jego zachowaniem, ale nie poruszałam tematu, ponieważ zbliżałyśmy się już do naszych namiotów.


No i następny rozdział ;] Co i jak opiszę w kolejnym i musicie niestety zadowolić tym co macie heh ;) Dziękuję za tak pozytywne komentarze. Dzięki nim wiem, że mam dla kogo pisać ;* Komentujcie proszę, bo zawsze lepiej się pisze z motywacją ;] Do następnego tygodnia :**