piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział 21. (ostatni)



(...)Ale to już było, i nie wróci więcej ,
I choć tyle się zdarzyło to do przodu 
wciąż wyrywa głupie serce .

Ale to już było, znikło gdzieś za nami, 
Choć w papierach lat przybyło to naprawdę, 
Wciąż jesteśmy tacy sami. (...)

------------------------------------------------------------------------------
Rozdział 21.

No i nadszedł już ten upragniony dziewiąty miesiąc noszenia mojega Maleństwa pod sercem. Za tydzień miałam planowany poród, a ja czułam się wspaniale, mimo że byłam dość tęga.
- Jak tak na Ciebie patrzę to sama mam ochotę ,,zrobić" sobie dziecko. - zagadnęła mnie Lucyna podczas jednych poranków na komendzie. 
Tak, tak dokładnie NA komendzie. Przecież powinnam odpoczywać, a nie pracować prawda? A więc tak odpoczywam i to baaardzo, ale Marek jest strasznie nadopiekuńczy i wszędzie zabiera mnie ze sobą. Dziwię się, że do toalety jeszcze ze mną nie chodzi, no ale chyba aż taki opiekuńczy to nie jest...mam nadzieję.
- Hah. To już nie do mnie tylko do Michała z tą sprawą. - zażartowałam.
- Wiesz Lucynka. Ja nie mam nic przeciwko...- odrzekł brunet całując Lucy.
- Przypominam, że jesteście na służbie! - do pomieszczenia wparował Marek. Lucyna od razu oderwała się od Michała.
- Ojj no weź Mareczku. Daj im się chwilę sobą nacieszyć. - stanęłam w ich obronie, ale ledwo mogłam powstrzymać śmiech.
Razem z Markiem wróciliśmy do domu  po 15.
- Wiesz Misiek, zjadłabym coś słodkiego. - powiedziałam słodząc każde słowo. Ostatnimi czasy bardzo dużo jadłam, no ale to przecież normalne wśród kobiet w ciąży. 
- Znowuu? - spytał Marek takim głosem jakbym go przynajmniej katowała.
- Nie to nie! SAMA sobie pójdę do sklepu coś kupić! - i miałam już wstać, lecz Bromski momentalnie zareagował.
- Wiesz przecież, że żartowałem. Poczekaj zaraz ci przyniosę. - mówiąc to dał mi całusa i skierował się ku kuchni. 
- Okey. Ja idę skorzystać z toalety. - poinformowałam go, bo od razu by było Gdzie idziesz? Wiesz przecież, że musisz odpoczywać itp., itd. Cały Marek.

Gdy już miałam myć ręcę poczułam mocne ukłucie w brzuchu. Nie było ono takie jak zawsze. Z bólu aż się zgięłam w pół. Spojrzałam na podłogę, która była cała mokra.
- O kurde wody mi odeszły. - zdołałam wyszeptać. Z ledwością wyszłam z łazienki, nadal zginając się z bólu. Bromski siedział przed telewizorem oglądając jakiś film razem z Alexem.
- M-Marek - wydukałam z siebie.
- Słucham? - spytał i dopiero odwrócił się w moją stronę. Momentalnie podbiegł do mnie.
- Boże Ninka to już?! - wykrzyknął ze zdenerwowania.
- Ch-chyba tak. - odpowiedziałam niepewnie.
Ten tylko zabrał torbę, którą już miałam przygotowaną na ,,czarną godzinę" , nałożył na mnie jakąs bluzę, ponieważ letnie wieczory bywały chłodne i zostawiwszy Alexa popędził samochodem do szpitala. 
Podczas jazdy nie mogłam powstrzymać się od jęków. Ból był niemiłosierny. Marek cały czas starał się patrzeć na drogę i trzymał mnie za rękę.
- Spokojnie! Już jesteśmy Kochanie. - powiedział, gdy znaleźliśmy się pod szpitalem. Tam natychmiast zajęły się mną pielęgniarki i wylądowałam na porodówce. Nadal krzyczałam z bólu.
- Czy chce być pan obecny podczas porodu? - spytała się Marka mój ginekolog.
- Tak oczywiście. - ten odpowiedział bez wahania. 
Rodziłam naturalnie.Marek cały czas trzymał mnie za rękę. Było to 5 najdłuższych godzin w moim życiu. Ból stawał się co godzinę silniejszy aż w końcu przestał się nasilać wraz z płaczem dziecka. Opadłam wykończona przymykając powieki. Jedyne co usłyszałam to pielęgniarkę: 
- Gratulacje! Urodziła pani zdrowego chłopczyka. Jak dadzą państwo mu na imię? 
- Antoni. - odpowiedzieliśmy równo z Bromskim. 
Miał być Antek od początku i tak zostało. Dalej już nic nie pamiętam, ponieważ urwał mi się obraz. Widziałam ciemność...

Ocknęłam się w pomieszczeniu. No tak wykończona zasnęłam momentalnie. Przy moim łóżku siedzieli Michał, Lucyna oraz Marek. Od razu się uśmiechnęłam. 
- Pójdę powiedzieć, że się obudziła orzekła Lucyna, a ja zostałam sama z Markiem i Michałem.
- Jak się czujesz? - spytał mnie Bromski.
- Świetnie. Tylko zjadłabym coś...- powiedziałam zgodnie z prawdą.
- To ja polecę ci coś kupić. - zaoferował się Michał i wyszedł z sali w której pojawiła się pielęgniarka.
- Zaraz nastąpi pierwsze karmienie małego. - poinformowała mnie i po 5 minutach przyniosła mi moją Kruszynę.
- To ja pójdę do Michała. - orzekła Lucyna i uśmiechnęła się w stronę dziecka, które smacznie spało.
Pierwszy raz trzymałam w rękach tak mała istotkę. Był to mój syn, który łapczywie pił mleko z mej piersi.
- Jest podobny do Ciebie. - odrzekł Marek na co ja się uśmiechnęłam.
- Ale oczy ma twoje. - powiedziałam. Ręsztę czasu spędziliśmy an wpatrywaniu się w Antka. I tak przebiegło pierwsze karmienie Antosia.

 Po dwóch dniach wypisali mnie i mojego skarba ze szpitala. Odebrał nas Marek. W domu czekali już na mnie moi rodzice i siostry, które od razu wzięły Antka pod swoje skrzydła. Nie wiedziałam, że tak mała istotka może wnieść tyle szczęścia do mojego życia. 
- Już nie mogę sie doczekać kiedy będzie miał rodzeństwo. - orzekł Marek pewnego wieczoru, gdy razem usypialiśmy Antka. 
Alex w tym czasie wylegiwał się przy kołysce. 
- A ty już o rodzeństwie myślisz? - spytałam śmiejąc się.
- Czemu by nie? 
- Hah! To będziesz sobie chyba sam rodził! - zaśmiałam się.
- Zobaczymy... - powiedział i czule mnie pocałował.

Marek miał rację. Zdecydowaliśmy się na kolejne dziecko. Na świat pojawiła się Lena, siostrzyczka Antka, która była naszym oczkiem w głowie. Antoś miał wtedy 4 lata, ale uwielbiał się nią opiekować i bawić. Solidnie wykonywał swoje zadanie, czyli bycie starszym bratem. Lata mijały, a Nasze dzieci  rosły w najlepsze. Pamiętam ich pierwsze kroki, pierwsze słowo ,,mama" , ,,tata" , pierwszy dzień w przedszkolu, szkole, pierwszą miłość... To wszystko na zawsze zostanie w mojej pamięci chwile złe oraz dobre, ale najważniejsze, że przeżyłam je z osobami, które kocham <3

------------------------------------------------------------------------------

Ostatni rozdział i muszę przyznać, że to on sprawił mi najwięcej trudu w napisaniu. Dlaczego? Bo chciałam, żeby był idealny. Zmieniałam wszystko po kilkanaście razy, aż w końcu zrozumiałam, że dałam z siebie w tym rozdziale 100% a jaki z tego efekt to już pozostawiam Waszej opinii :) 

Chciałabym PODZIĘKOWAĆ : 
- WSZYSTKIM (za to, że czytali)
- ZA PONAD 80 KOMENTARZY
- ZA PONAD 2500 LICZBY WYŚWIETLEŃ
- ZA MOTYWACJE
- ZA ROZPOWSZECHNIANIE MOJEGO BLOGA
- ZA CIERPLIWOŚĆ
I za WSZYSTKO co dzięki Wam zyskałam pisząc tego bloga :) DZIĘKUJĘ :*

Aż smutno mi się zrobiło, że to koniec, ale cóż coś musi się zacząć, a coś musi się skończyć :( Był to mój PIERWSZY blog, którego prowadzenie bardzo mi się spodobało, a więc chcę spróbować swoich sił w innym opowiadaniu :) Czy mi się uda? Nie mam pojęcia. To wszystko zależy od Was :* 

Zapraszam tutaj: 

sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 20.



Rozdział 20.

5 miesięcy później...

Kolejny kwietniowy poranek. Rozglądając się, nie zauważyłam Marka w sypialni. 
- No tak, pewnie Tatuś już coś dla Nas upichcił. - zwróciłam się do mojego brzucha, który był już dość sporych rozmiarów. Wstając, ubrałam się i odświeżyłam po czym ruszyłam ku kuchni. Mój mężczyzna już na mnie czekał z przygotowaną jajecznicą.
- Mmm...jakie piękne zapachy. - orzekłam, obdarowując Marka małym buziakiem w usta.
- Piękne zapachy dla pięknej pani Bromskiej. - powiedział i postawił przedemną talarz.
- Jeszcze nie Bromskiej...- zaśmiałam się.
- Ale już jutro owszem. - powiedział. No tak od oświadczyn minęło trochę czasu, a my nie chcieliśmy robić nie wiadomo jakiego wesela. Zaprosiliśmy tylko Lucynę, Michała, moich rodziców, me dwie siostry z partnerami oraz kilku znajomych. W sumie wyszło 30 osób. Impreza miała odbyć się w nie za dużym lokalu.Marek uznał, że on nie chce zapraszać nikogo ze swojej rodziny. Szczerze? Nie dziwiłam mu się. No bo jego ,,kochany" braciszek siedział w więzieniu i mógł być ojcem dziecka. No właśnie jeszcze z tym ojcostwem... Sprawę tą, wraz z Markiem, uznaliśmy za zamkniętą. On jest ojcem dziecka i koniec tematu. Nie będziemy robić żadnych badań, a nic nic z tych rzeczy. Koniec kropka. 
Po spożyciu przepysznego śniadania Bromski wziął moją walizkę i włożył ją do auta. No tak przecież pan młody, nie może zobaczyć panny młodej przed ślubem. Troszkę głupie mi się to wydawało no ale jak mus to mus. Tę noc miałam spędzić u Lucyny. Gdy zajechaliśmy na miejsce Markowi wcale nie było wesoło do rozłąki. Zwłaszcza, że od kiedy zaszłam w ciążę nie odstępował mnie na krok.
- Może jednak pominiemy tą głupią tradycję...- nalegał.
- Nie ma mowy! Jedną noc bez niej wytrzymasz,a teraz wynocha! - upierała się Lucyna. Patrząc na nich, aż śmiać mi się chciało, ale w końcu postanowiłam wkroczyć do akcji.
- Kochanie, jutro się zobaczymy. A teraz idź, bo inaczej Lucyna będzie zmuszona użyć siły. - po tych słowach lekko się zaśmiał i pocałował mnie. No może to mało powiedziane, że pocałował, bo przyległ do moich warg jak jakaś pijawka. W końcu Lucyna pociągnęła mnie za ramię.
- Koniec tego Romeo. Oszczędzaj siły na jutro. - Odrzekła i zaprowadziła mnie do pokoju w którym miałam nocować. Po godzinie zaczęli się zjeżdżać nasi znajomi, którzy również byli zaproszeni na ślub i nocowali u Lucy, której dom był dość duży, by wszystkich pomieścić. Gdy panowie poszli już spać, razem z dziewczynami gadałyśmy chyba do 1 w nocy. W końcu poszłyśmy spać, bo przecież ,,Panna Młoda musi mieć siły na noc poślubną" jak to ujęła Lucyna. Śmiać mi się właściwie z niej chciało, bo razem z Markiem nic nie planowaliśmy. Byłam w ciąży, a lekarz kazał mi oszczędzać się przed ,,wysiłkiem fizycznym" więc nic z tego i tak nie będzie, ale wcale nas to nie załamało. Wręcz przeciwnie cieszyliśmy się na przyjście Małej Kruszyny. Nie chcieliśmy znać płci dziecka, aż do jego narodzin.

- Wstawaj! Dziś twój wielki dzień Kochanie! - tymi słowami obudziła mnie moja rodzicielka, która wraz z mym ojcem i siostrami przyjechali dziś rano.
- Już idę, idę. - zaspana odpowiedziałam i wstałam z łóżka. Gdy wyszłam z pokoju każda z kobiet rzuciła się na mnie. Moje kochane siostrunie zrobiły mi śniadanie, którym mnie osobiściw wykarmiły, potem Jula i Natka (przyjaciółki ze szkoły) zajęły się moja fryzurą. Kolejny etap to makijaż, który bezkonkurencyjnie musiały zrobić mi Izka i Aurelia, w końcu same miały własny salon makijażu. Na koniec wszystkie dziewczyny podziwiały mnie w białej sukni. Sama byłam zadowolona ze swojego wyglądu. Do kościoła zawiozła mnie mama i Lucyna, ponieważ mój ojciec wraz z Markiem i Michałem mieli tam czekać. Rzeczywiście tak było. Gdy znaleźliśmy się pod kościołem Lucy od razu weszła do wnętrza świątyni, ponieważ jako mój świadek miała zasiąść na odpowienim miejscu razem z Michałem,  który już tam było jako świadek Marka. 
Ojciec wziął mnie pod rękę.
- Denerwujesz się? - spytał.
- Trochę.
- Bo ja bardzo. - odrzekł. Trochę mnie to zdziwiło, ale uśmichnęłam się i ruszyliśmy w głąb kościoła. Przy ołtarzu ojciec ,,oddał" mnie w ręce Marka.
Msza przebiegła spokojnie. Liturgia słowa, kazanie no i nareszcie przysięga.
- ...Ja Marek...biorę Ciebie Nino za żonę...i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską... oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci...Tak mi dopomóż...Panie Boże Wszechmogący...w Trójcy Jedyny...i Wszyscy Święci. - Marek wypowiedział słow przysięgi patrząc mi głęboko w oczy i uśmiechając się. W końcu przyszła kolej na mnie:
- ...Ja Nina...biorę Ciebie Marku za męża...i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską... oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci...Tak mi dopomóż...Panie Boże Wszechmogący...w Trójcy Jedyny...i Wszyscy Święci. - wypowiedziałam słowa przysięgi bez zająknięcia. Potem nastąpił moment, gdy mieliśmy nałożyć obrączki i znów kolejna formułka. Po uroczystości w kościele udaliśmy się na salę, gdzie miała odbyć się reszta  imprezy. Nie obyło się oczywiście bez toastu oraz pocałunku pary młodej. O 12 w nocy obowiązkowo odbyły się oczepiny. Welon złapała Marta (moja bardzo dobra koleżanka ze studiów) , a krawat złapał znajomy Marka, Łukasz. Trzeba przyznać, że ich wspólny taniec dość komicznie wyglądał, ponieważ mężczyzna był bardzo wysoki, a Marta nie należała do tych najwyższych. W końcu wszyscy obdarowali ich brawami. Całe wesele skończyło się o 5 nad ranem. No proszę, tak mało ludzi, ale za to jak potrafią się świetnie bawić. Wykończeni pojechaliśmy do domu, by tam paść na łóżko i momentalnie usnąć. O dziwo podczas dzisiejszego dnia mój Maluszek nie kopał mnie zbyt mocno, pewnie wyczuł powagę sytuacji ;)

Mamy kolejny :D No to co? Ślub już jest to znaczy, że coraz bardziej zbliżamy się do końca :( Ale to jeszcze nie teraz ;p Proszę komentujcie :)) 
5 komentarzu = NOWY ROZDZIAŁ ;) 

wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 19.




Rozdział 19.

Następnego dnia rano obudziłam się wtulona w Marka. Powoli zaczęłam sobie przypominać to co się stało wczoraj. Na samą myśl o tym, że będę miała dziecko uśmiechnęłam się i dotknęłam rękom brzucha. Co prawda nie był on nie wiadomo jak duży, ale mogłam wyczuć po kształcie, że jest już troszkę zaokrąglony. Gdy wyswobodziłam się z objęć mego mężczyzny poszłam do kuchni zrobić śniadanie. Razem ze mną poszedł Alex domagając się swojej porcji jedzenia. Nasypawszy mu karmy do jego miski kontynuowałam robić tosty z serem i szynką. Nagle poczułam jak ktoś obejmuje mnie od tyłu. Był to Marek.
- Dzień Dobry kochanie. - powiedział całując mnie w policzek. 
- No hej. - odwdzięczyłam się mu tym samym.
- Co tam pichcisz? Wiesz przecież, że nie powinnaś się przemęczać w twoim stanie. Daj ja dokończę. - jak powiedział tak zrobił. Ja natomiast oparłam się oblat.
- Marek, ciąża to nie choroba. 
- Ależ oczywiście, że nie poprostu się martwię. - powiedziawszy to pocałował mnie czule w czoło i zasiedliśmy przy stole, by zjeść śniadanie.
Po spożytym posiłku pojechaliśmy na komendę. Tam razem z Lucyną pojechałyśmy do więzienia. Musiałam się spotkać z Petrem i powiedzieć mu, że może być ojcem dziecka. Marek nalegał, abym pojechała tam z nim,ale się nie zgodziłam. Chciałam tą sprawę załatwić sama.
Gdy byliśmy już na miejscu Lucyna wraz z jednym z policjantów zostali przy wejściu, a ja wkroczyłam do pomieszczenia, które było miejscem dla odwiedzających swych bliskich przebywających za kratkami. Stało tu z 8 stolików, a przy jednym z nich ujrzałam Piotra. Usiadłam naprzeciw niego, a ten skierował wzrok na mnie.
- Czego chcesz?- spytał 
- W zasadzie to niczego. Chcę cię tylko poinformować. - odpowiedziałam ze spokojem.
- Doprawdy? A o czym dokładniej? - spojrzał się na mnie podejrzliwie.
- Dobra. Nie będę owijać w bawełnę. Jestem w ciąży Piotr. I ty możesz być ojcem dziecka.
Mina Petra? Bezcenna. W jego oczach pojawił się strach. Tak, dokładnie. Strach i przerażenie. Nastała cisza.
- A-ale jak to? - spytał z drżacym głosem. Nie spodziewałam się, że będzie przestraszony. Szczerze mówiąc trochę mu współczułam, ale nie dałam po sobie tego poznać.
- Mam ci wytłumaczyć skąd biorą się dzieci?! Proszę cię? Chyba na tyle głupi nie byłeś,że gdy mnie zgwałciłeś nie wiedziałeś, że było ryzyko, iż zajdę w ciążę! - wykrzyczałam mu to prosto w twarz. Ten nie odezwał się wogóle. Lecz po dłuższym czasie ciszy powiedział przez zaciśniętą szczękę: 
- Wiem, że nie chcesz mieć tego dziecka ze mną. Ja też nie chcę, by dziecko było moje. Więc dla twojego dobra zrzekam się jego. Znajdź innego tatusia. Nie mam zamiaru się użerać z jakimś małym gówniarzem.
Usłyszawszy te słowa zachciało mi się śmiać. Haha i on mi będzie łaskę robił, że zrzeka się dzieciaka? Tsaa...on chyba mnie źle zrozumiał.
- Ale ja od ciebie niczego nie chce. Poinformowałam cię tylko, że ty MOŻESZ być ojcem, ale to nic pewnego nie jest. Dopiero okaże się to po narodzinach dziecka, lecz wtedy nawet jeśli wyniki będą wskazywać, że to ty, nie mam zamiaru o tym kogokolwiek informować. Zostawię to pomiędzy mną, a twoim bratem, który powiedział, że je wychowa. Tylko on z waszej ,,rodzinki" wyrósł na kogoś. Nie jest takim chamem i chujem jak ty! To na tyle co ci mam do powiedzenia, chociaż ciśnie mi się wiele niecenzuralnych słow i obelg na twój temat. - wygłoszywszy swój monolog, wyszłam pozostawiając Petra polocjantowi, który zaprowadził go do jego ,,pokoju".
Wychodząc z więzienia poczułam ulgę. Był to już koniec moich kłopotów. Petro się dowiedział i Marek się dowiedział. Co najważniejsze ten drugi zaakceptował mnie nawet jeżeli byłabym w ciąży z jego bratem. Wszystko się ułożyło. Lucyna czekała już za mną przy samochodzie.
- No to co Mała? Teraz jedziemy na zakupy kupić ci jakąś fajną kieckę,a potem niespodzianka. - zagadnęła mnie Lucy z wielkim bananem na twarzy.
- Kiecka?Niespodzianka? O co chodzi? - spytałam rozkojażona.
- Dowiesz się w swoim czasie...A teraz czas na zakupy! - wykrzyknęła uradowan i wyruszyłyśmy ku centrum handlowego.
- Muszę zadzwonić do Marka i powiedzieć mu, że wróce później do domu. - powiedziałam wychodząc z auta i kierując się ku wejściu do budynku.
- O to się nie martw. Już wszystko załatwiłam. - odpowiedziała beztrosko Lucyna i ruszłyśmy w kierunku sklepów. W końcu udało mi się kupić piękną TURKUSOWĄ SUKIENKĘ, w którą Lucyna od razu kazała mi się odziać po wyjściu ze sklepu. Nie wiedziałam zupełnie o co jej chodzi.
- Ale Lucy po co ona mi tu teraz? - spytałam
- Nie mów tyle tylko zakładaj, a potem się wszystkiego dowiesz. - wytłumaczyła mi. Jeśli wytłumaczeniem można było to mazwać. Posłusznie zrobiłam o to co mnie poprosiła, a potem wyruszyliśmy w stronę mojego i Marka domu. Gdy byliśmy już blisko zauważyłam, że cały wjazd jest zasypany czerwonymi płatkami róż. Nie wiedziałam o co chodzi.
- Lucyna co się dzieje? - spytałam zupełnie nie wiedząc o co chodzi.
- Idź, a się dowiesz..- powiedziała z uśmiechem na twarzy i odejchała.
A ja wystrojona w mój nowy zakup ruszyłam przed siebie. Minęłam wjazd, aż doszłam do drzwi frontowych. Tam również były płatki róż. Gdy weszłam do domu oniemiałam z wrażenia. Wszędzie znajdowały się zapalone świece i piękne bukiety róż. Na środku salonu stał stolik nakryty specjalnie dla dwóch osób.
- O Boże! Ale tu pięknie! - wyszeptałam z zachwytu.
- Podoba się? - usłyszałam znajomy głos za sobą. Był to Marek.
- I to bardzo. To dla mnie? - spytałam siadając na krześle podsuniętym przez Marka.
- A dla kogo niby? - zaśmiał się Marek. - Oczywiście, że dla ciebie. Alexa dostarczyłem Michałowi więc cały wieczór mamy dla siebie odrzekł Bromski nalewając do kiliszków soku porzeczkowe. No tak, w ciąży nie można pić alkoholu, więc musiałam się do tego przyzwyczaić. Po zjedzeniu przepysznej kolacji Marek poprosił mnie, abym chwilę poczekała. Przyszedł po zaledwie 3 minutach trzymając w ręku małe pudełeczko. Wiedziałam już co się święci. Momentalnie się uśmiechnęłam. Bromski przyklęknął i spytał:
- Nino, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
- Tak, oczywiście, że tak. - odpowiedziałam, a łzy zaczęły mi same lecieć ze szczęścia. Marek założył PIERŚCIONEK ZARĘCZYNOWY na mój palec i namiętnie mnie pocałował. 

Wyszło takie coś :/ z przykróścią muszę stwierdzić, że nie jestem dobra w pisaniu romantycznych scen (oświadczyny, ślub itp.) ale musiałam, no bo w końcu trzeba ich jakoś ,,zesfatać" ;D Komentujcie proszę ;** 5 komentarzy = Nowy Rozdział :)

Polecam! :)


Polecam! :)

Na początek blog, dzięki któremu każdy (nawet ten, który nienawidzi czytać książek) 
od razu pobiegnie do biblioteki, księgarni, aby tę książkę zakupić :) 

http://everywhere-books.blogspot.com/

Kolejny blog jest dla fanek One Direction, a sądzę, że znajdzie się ich tu dość dużo ;) 
Gdy przeczytałam tego bloga łzy cisnęły mi się do oczu. 
Sama czekam na dalsze losy bohaterów :)
Sądzę, że nawet Ci, którzy nie przepadają za tym zespołem (np.ja ;))
 to i tak pokochają ten blog :D

http://zapiski-nialla-horana.blogspot.com/

Ostatni blog ;) To blog, który dopiero wystartuje ze swoim opowiadaniem, ale sądząc 
po osobie, która go pisze, napewno będzie on wspaniały, fenomenalny 
no i wogóle wszystko naraz ;P

http://izulkaa.blogspot.com/

To by było na tyle :) Chciałabym powiedzieć, że to nie jest jakaś reklama czy coś. 
Ja poprostu chcę Wam te blogi polecić i mam nadzieję, 
że nie będzie hejtów typu : ,,Darmowa reklama jesteś żałosna"
Albo Bóg wie jakich. Bo jeżeli chcecie hejtować to tylko i wyłącznie mnie :) 
A więc pozdrawiam i do
NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU ;**






poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 18.




Rozdział 18.

Z każdym dniem Marek czuł się coraz lepiej. Jeździliśmy na wizyty kontrolne i na kilka badań, których wyniki były pozytywne. Powoli nasze życie stawało się takie same jak poprzednio...no może nie dokońca. Od tego zdarzenia minęły dwa tygodnie, a ja nie czułam się najlepiej. W sensie psychicznym jak i fizycznym. Często popłakiwałam w nocy, miałam huśtawki nastrojów, a to wszystko przez Petra. Marek chciał ze mną iść do lekarza, ale ja kategorycznie odmawiałam. Nie chciałam wylądować w szpitalu i nie mówiłam nic Bromskiemu, że się źle czuję. Poprostu miałam jakąś blokadę od środka. Tak samo jak kiedyś byłam silna, teraz czuję, że jestem coraz słabsza psychicznie. Wiedziałam, że to wszystko po tym co przeszłam, ale nikomu nie mówiłam nawet Lucynie. Poprostu dusiłam to w sobie.
Pewnego dnia obudziłam się strasznie słaba. Jak zwykle pierwsze co to pobiegłam do toalety wymiotować, ale to było normalne, bo zawsze tak robiłam od około 1,5 tygodnia. Zawsze, gdy wymiotowałam jakoś mi ulżyło. Niestety tym razem było inaczej. Czułam się słabsza niż zwykle i ledwo trzymałam się na nogach. Nie dziwię się, bo bardzo mało jadłam, prawie że wogóle. Marek zawsze mi kazał chcoaiż coś przegryźć, ale natychmiast po tym wymiotowałam. Chciał jechać ze mną do lekarza, ale ja odmawiałam. Dlaczego? Ponieważ bałam się, że lekarz zobaczy to co zrobił mi Petro...
- Ninka wychodzisz? - spytał Marek.
- Taak już idę! - odpowiedziałam i umywszy zęby wyszłam z łazienki, ciągle słaba.
- Boże! Skarbie, ale ty jesteś blada. Dobrze się czujesz? - od razu spytał, gdy mnie zobaczył. Rzeczywiście nie zaciekawie wyglądałam.
- Tak, wszystko okey. - skłamałam.
- Napewno? Znów wymiotowałaś? Proszę powiedz mi.
Nie chciałam już dłużej okłamywać Marka więc przytaknęłam.
- To już za długo trwa. Zaraz po pracy jedziemy do szpitala!- polecił.
- Ale Marek..- próbowałam się wykręcić
- Nie ma żadnych ,,ale" jedziemy i koniec! 
Po tych słowach wzięliśmy Alexa i ruszyliśmy na komisariat. Tam również Lucyna oraz Michał, który zaczął pracować na naszej komendzie po tym jak Rysiu odszedł na emeryturę, zauważyli, że jest coś ze mną nie tak. Marek powiedział, że pojedzie ze mną po pracy do szpitala, by mnie zbadali. Cały dzień nie mogłam się na niczym skupić więc postanowiłam przejąć robotę papierkową. Siedząc nad różnymi dokumentami poczułam się strasznie słabo i zaczęło mi się kręcić w głowie.
- Nina wszystko dobrze? - spytała Lucyna, która znajdowała się ze mną w biurze, ponieważ chłopcy musieli pojechać w sprawie jakiejś kradzieży.
- T-tak, chyba...- ledwo wyszeptałam, a zaczęło mi się robić ciemno przed oczyma, jedyne co usłyszałam to krzyk Lucyny, a potem odpłynęłam...

Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w dość małym pomieszczeniu, szpitalnym pomieszczeniu. Czyli jednak zasłabłam. Przy mnie siedziała Lucyna.
- Nina? Jak się czujesz? - od razu spytała.
- Tochę lepiej. Gdzie Marek ? Co się stało? 
- Za pół godziny będą tu razem z Michałem. Zasłabłaś na komendzie i zadzwoniłam na pogotowie, które przywiozło cię tutaj.
Kiwnęłam tylko głową inastała cisza. 
- Chyba powinnam iść zawołać lekarza. - orzekła Lucyna i poszła w stronę gabinetu lekarskiego. Stamtąd wyłonił się mężczyzna, około 40- stki.
-Dzień dobry, jak się pani czuje? - spytał pogodnie, gdy mnie ujrzał. Lucyna w tym czasie przysiadła na krześle znajdującym się obok mego łóżka.
- Dziękuję, trochę lepiej. - odpowiedziałam.
- To wspaniale,ponieważ mam dla pani nowinę. - oznajmił z radością.
- Jaką dokładniej? - spytałam trochę przestraszona zerkając na Lucynę.
- Minowicie zostanie pani matką.
Gdy to powiedział struchlałam i pobladłam.
- Czy wszystko dobrze? - spytał lekarz.
- T-t-tak muszę odpocząć. - skłamałam ,a lekarz wyszedł z pomieszczenia. Wtedy dałam upust swoim emocją. Zaczęłam płakać a Lucyna mocno mnie przytuliła.
- No hej. Już dobrze Mała. Ciąża to nic strasznego. - pocieszała mnie.
- Ale ja wiem tylko, że, że...- i znów wybuchnęłam płaczem.
- Spokojnie Marek napewno się ucieszy. Może na takiego nie wygląda, ale zawsze chciał mieć rodzinę.
- Tylko, źe tu nie o to chodzi. - oznajmiłam trochę się uspokajając, lecz łzy nadal spływały po mych policzkach.
-  W takim razie o co? - spytała się mnie podejrzliwie Lucyna. Nastała chwilowa cisza, a następnie wydusiłam z siebie:
- B-b-bo to nie j-j-jego dziecko. - wybełkotałam i wybuchłam płaczem. Lucyna była w szoku. Poczułam to,ponieważ zesztywniała, ale nadal nie wypuszczała mnie z uścisku.
- Cii...wytłumacz mi to spokojnie. Napewno się mylisz. - poleciła. A ja wezbrałam się w sobie i postanowiłam jej wszystko wyznać.
- Gdy byłam więziona przez Petro wielokrotnie zostałam spoliczkowana pzez niego. Myślałam, że tylko skończy na tym, ale niestety... On mnie zgwałcił.- orzkłam, a z moich oczu popłynęły łzy. Nastała głucha cisza. W końcu odezwała sie Lucyna.
- Jesteś pewna, że to nie dziecko Marka? Pzecież nie każda konieta zachodzi w ciążę przez gwałt...
 - Ja nie wiem do końca. Ale badania mogę zrobić dopiero po narodzinach dziecka. Tylko, że do tego czasu będę musiała okłamywać Marka. - powiedziałam.
- Wiesz, że tak nie możesz? - spytała Lucy.
- Ja wiem, ale co w takim razie mam zrobić? 
- Przede wszystkim musisz poinformować o swojej ciąży i Piotra i Marka. Obydwoje muszą wiedzieć, nawet jeżeli ten pierwszy siedzi w więzieniu i nie nadaje się na ojca. Ni możesz okłamywać Marka. Jestem pewna, że on to zrozumie.- odpowiedziała Lucyna.
Po tej rozmowie z nią ulżyło mi. Postanowiłam, że Markowi powiem, ale dopiero w domu, a nie w szpitalu. Następnego dnia przyjechała po mnie Lucy, ponieważ ją o to poprosiłam i po wizycie lekarza, który kazał mi się oszczędzać, ruszyłyśmy w stronę mojego i Marka domu. Tam Lucyna mnie zostawiła i umuwiłyśmy się, że spotkamy się o 19 w kawiarni. Weszłam do domu. W drzwiach od razu powitał mnie Alex. Na kanapie siedział Marek i oglądał telewizję. Gdy mnie zobaczył momentalnie wstał i mnie przytulił.
- Czemu nie powiedziałaś, że dziś wychodzisz? Mogłem cię odebrać. - odrzekł.
- Chciałam ci zrobić niespodzienkę. Ale teraz musimy poażnie poozmawiać. - powiedziałam, a Marek spoważniał.
- Coś się stało? Jetseś chora? - od razu spytał.
- Nie, nie. Wszystko jest dobrze. Nic się nie stało, no jeżeli można by to tak nazwać.
Widać było, że Marek nie wie o co chodzi. Usiedliśmy na kanapie. 
- Jestem w ciąży. - wyznałam nie owijając w bawełnę. Pierwszy raz widziałam Bromskiego tak szczęśliwego.
- Ninka to cudownie! Będziemy mieli Bromskiego Juniora! - niemalże skakał z radości. Nie chciałam psuć jego nastroju kolejną informacją, ale niestety musiałam.
- Poczekaj, bo jest problem. - zaczęłam.
- Jaki? Coś z dzieckiem? 
- Nie, znaczy tak, ale nie.
- Czyli?
- Ehmm...bo ojcem również może być Piotr. - wtedy mina Bromskiego nie wyrażała nic. Patrzył się na mnie tempo. Myślałam, że wybuchnie, że zacznie krzyczeć, ale on ....... Przytulił mnie? Byłam w szoku. Przed chwilą dowiedział się, że może to być nie jego dziecko, tylko jego brata, a on od tak przytulił mnie.
- Nie rozumiem. - wyszeptałam,a on spokojnie odpowiedział: 
- Wiedziałem, że jest z tobą coś nie tak. Podejrzewałem, że Piotr mógł ci coś zrobić, ale nie wiedziałem, że może cię zgwałcić. Nie chciałem z tobą zaczynać tematu, ponieważ widziałem, że po tym zdarzeniu jesteś strasznie słaba wewnętrznie. Gdy wczoraj po badaniach dowiedziałem się wszystkiego od lekarza, który prosił, abym ci nic nie mówił byłem wściekły na Petro. Od razu pojechałem do więzenia, by się z nim spotkać. Chciałem go poprostu zabić. Niestety nie mogli mnie wpuścić. Wtedy zrozumiałem, że nawet gdyby było to jego dziecko to i tak wychowam je jak swoje.
Gdy to usłyszałam łzy mimowolnie zaczęły spływać mi po polikach. Nie były to łzy rozpaczy, smutku. Wręcz przeciwnie. Były to łzy szczęścia. Cieszyłam się, że Marek tak zareagował na tą sytuację. 
- Kocham cię- wypowiedziałam wtulając się w niego jeszcze mocniej.
- Ja Was też. - odpowiedział.
Wiedziałam, że była już 19, więc zadzwoniłam do Lucyn odwołać spotkanie. Ona bez problemu się zgodziła, a nawet się ucieszyła, że wszystko sobie wytłumaczyliśmy. Jeszcze tylko jutro czekała mnie rozmowa z Piotrem...

Taki dłuższy mamy :) Nie wiem czy zauważyliście, ale pojawiła się nowa zakładka na mym blogu. Jest to mój nowy blog, którego założyłam. Pierwszy rozdział na nim powinien pojawić się w sierpniu, a Was proszę o to, abyście polecili go znajomym itd. :D Dziękuję, że czytacie. Proszę komentujcie :( Do zobaczenia ;*