piątek, 31 maja 2013

Rozdział 10.



Rozdział 10.

Rano obudziłam się w objęciech Marka, który jeszcze spał. Gdy się poruszyłam Alex, który leżał w naszych nogach momentalnie wstał. Nie chciałam jeszcze ich budzić więc chwilę poleżałam, rozmyślając o wczorajszym dniu pełnym wrażeń. W końcu postanowiłam zrobić coś na śniadanie. Delikatnie wysunełam się z objęć Marka, aby go nie obudzić i poszłam się przebrać. Gdy wyszłam z łazienki Alex stał już przy swojej misce czekając na jedzenie. Zaśmiałam się cicho.
- No już ci daję poczekaj chwilkę. - wyszeptałam i poszłam do kuchni. Niestety okazało się, że Marek ostatnio nie zrobił zakupów.
- Ok, w takim razie musimy cię wysłać do sklepu Alex. - zwróciłam się do psa, który stał przy swoich miskach i mnie obserwował. Przyczepiłam mu do obroży siatkę z kartką gdzie były napisane produkty do kupienia oraz z pieniędzmi. Alex posłusznie stał kiedy mu wszystko doczepiałam. 
- Dobrze Alex, a teraz idź. - wyraźnie powiedziałam do psa, który wyszedł, gdy otworzyłam mu drzwi. Marek jeszcze spał, a mi nie pozostało nic innego jak tylko poczekać na Alexa. Nagle zadzwoniła komórka. Szybko odebrałam, aby nie obudzić Marka. Była to Lucy.
- Cześć Nina nie obudziłam? 
- Nie no, co ty. - odpowiedziałam. Co prawda była już 8, ale Lucy wiedziała, że lubimy dłużej pospać.
- Eee...słuchaj. - zaczęła dość nieśmiało jak na nią. - Bo jutro razem z Michałem wybieramy się na weekend pod namioty nad okoliczny zalew i może byście chcieli wybrać się z nami?
- Mhm...z Michałem mówisz? - zaśmiałam się. 
- Oj tam, oj tam. Ty masz faceta, a ja nie mogę?
- Hah, no oczywiście, że możesz. Już nie mogę się doczekać kiedy go poznam.- odrzekłam żartobliwie.
- Ha ha ha bardzo śmieszne. Czyli co zgadzacie się? - spytała również rozbawiona.
- Na tą chwilę tak, ale pogadam jeszcze z Markiem.
- No dobra. W takim razie widzimy się na komendzie. Pa. - pożegnała się Lucyna.
Alex jeszcze nie przyszedł, więc postanowiłam zajrzeć do sypialni czy Marek jeszcze śpi. Akurat gdy weszłam, przebudził się.
- Ooo...widzę, że się obudziłeś? - spytałam z czułością, siadając na łóżku.
- A tak mi jakoś jednej osoby w łóżku brakowało. - odrzekł zaspany, śmiejąc się i obejmując mnie. 
- Alexa? - zażartowałam i zaczęliśmy się śmiać.
 Nagle usłyszeliśmy go jak piszczy przy drzwiach, aby mu otworzyć.
- A jemu co? - spytał się Marek.
- A na zakupy się wybrał. - odrzekłam i wstałam.
- Już wstajemy? - odrzekł markotnym głosem Marek, leżąc na łóżku.
- Hah, a co ty myślałeś, że przeleżymy cały dzień? - wypowiadając to zdanie skierowałam się do drzwi, aby otworzyć Alexowi. Przyniósł on wszystko co potrzeba, a ja wzięłam się za przygotowanie śniadania. Nasypałam Alexowi do miski karmy, którą natychmiast zaczął jeść. Gdy skończyłam przygotowywać śniadanie zawołałam Marka, który przyszedł już ubrany i pocałował mnie na dzień dobry. Usiedliśmy razem przy stole i zaczęliśmy rozmawiać na różne temat. Zazwyczaj nasza rozmowa schodziła na rodzinę, ale wtedy Marek zmieniał momentalnie temat, dlatego też nigdy się nie wypytywałam. Po zjedzonym śniadaniu wzięliśmy Alexa i pojechaliśmy na komendę.

- O, a ty co tak wcześnie? - spytała zdziwona Lucy, gdy Marek wszedł do biura. 
- Hah. Napatrz się, napatrz, bo to pierwszy i ostatni raz. - zaśmiał się Marek.
- Oj tam, oj tam. - odrzekłam. Jak zwykle wypiliśmy na komendzie kawę przygotowaną przez Marka. Rysia nie było, ponieważ wybrał się na urlop. 
- I co jedziecie? - podjęła się tematu wyjazdu Lucyna. Marek spojrzał zdziwiony.
- Ale gdzie? - spytał zdezorientowany przeglądając jakieś papiery.
- A no tak. Zapomniałam ci powiedzieć. - przypomniało mi się.
- Ale o czym dokładniej? - Marek odłożył segregator. 
- Bo widzisz, może byś chciał razem z Niną, ze mną i Michałem no i oczywiście z Alexem wybrać się jutro nad okoliczny zalew pod namioty?- wyjaśniła, wyprzedzając mnie, Lucy.
- Z Michałem powiadasz? - Marek wpadł w śmiech.
- No ludzie! Następny ?! 
- Hah. Nie gniewaj się poprostu chcielibyśmy poznać tego twojego Michała. - odrzekłam.
- A zwłaszcza ja. - powiedział Marek, nadal rozbawiony.
- Proszę bardzo. Czyli co jutro tak? - spytała.
- Nie przegapiłbym takiej okazji. - odrzekł Marek, ponownie śmiejąc się. Lucy sama potem dołączyła się do nas. Dzisiejszy dzień na komendzie był spokojny, nie mieliśmy żadnych wezwań dotyczących morderstwa i takich tam. Właściwie to siedzieliśmy i wypełnialiśmy różne pisma, a Alex leżał na swym posłaniu w biurze Marka. Gdy wróciliśmy do domu spakowaliśmy z Markiem najpotrzebniejsze rzeczy i poszliśmy spać. 

W nocy obudziły ,mnie jakieś hałasy:
- Alex zejdź z łóżka, w tej chwili ! - starał się mówić szeptem Marek, ale i tak to nie pomogło, ponieważ się obudziłam.
- Co wy robicie? - spytałam sennym głosem.
- Widzisz Stary coś narobił. Nina się obudziła. - Marek zwrócił się do psa, który siedział na łóżku i nie chciał wogóle zejść.
- Chłopaki jest 2 w nocy! Idźcie spać. - odrzekłam trochę na nich zła.
- Słyszałeś Alex? Już idź do siebie! - rozkazał psu Marek, ale ten ani rusz.
- Ojeju, zostaw go i idź spać. Przecież on też tylko położy się u nas w nogach i zaśnie. - powiedziałam.
- Ale... - Marek próbował się sprzeciwić, lecz przyciągłam go, aby się położył, a Alex ułożył się wygodnie w naszych nogach.
- Ostatni raz z nami śpisz Alex! - polecił psu Marek.
- Śpij już! - odrzekłam.
- Ehh...no dobrze, już dobrze.- markotnie powiedział Marek i mnie przytulił. W końcu zasnęliśmy.

No i kolejny rozdział ;D Cieszę się, że czytacie, świadczy o tym liczba wyświetleń ;* Może jest trochę słaby, ale obiecuję poprawię się ;] A teraz taka mini zabawa. Jeżeli będzie pod tym postem 5 komentarzy, daję następny rozdział ;D See you ;**

niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 9.




Rozdział 9.

Umowę sprzedaży domu podpisałam bardzo szybko. Jeszcze wypowiedzenie pracy musiała złożyć, co bardzo ciężko mi szło, więc ostatecznie podjęłam decyzję, że zrobię to jak najpóźniej się da. Przed wyjazdem jeszcze tylko chciałam wypić kawę. Cały czas myślałam o Marku. Poprostu nie mogłam o nim zapomnieć. 
- Jestem skończoną kretynką. - myślałam.
Wyjazd w mych planach miał przebiec bez komplikacji, ale się myliłam. Do drzwi zadzwonił dzwonek. Bardzo się zdziwiłam, bo mówiłam Lucy, że chce sama wszystko załatwić. Gdy otworzyłam drzwi w wejściu ukazał mi się owczarek niemiecki. Był to Alex, który w pyszczku trzymał wiązankę kwiatów. Byłam w szoku. Nachyliłam się nad nim i z uśmiechem powiedziałam:
- Ojejku, Mały to dla mnie?
Alex położył wiązankę na moich dłoniach. Pogłaskałam go.
- No dobrze, dobrze, ale sam raczej tu nie przyszedłeś. - odrzekłam z myślą o Marku. W pewnej chwili zza drzewa wyszedł Marek. Momentalnie wstałam i chciałam już wchodzić do domu, gdy Marek zawołał:
- Poczekaj Nina! Daj mi chwilę.
Nie zostało mi nic innego jak tylko zostać. Spojrzeliśmy na siebie.
- Mogę wejść? - spytał.
- Eee...tak jasne. - trochę się zawahałam.
- Alex zostań tu. Zaraz wrócę. - Marek polecił psu, który i tak wszedł jako pierwszy do środka.
- Alex, stój! - wykrzyknął, ale ten zdążył już rozłożyć się na jednym z kartonów. Marek spojrzał na mnie oczekując, iż coś powiem. Niestety nadal nie mogłam sie otrząsnąć więc powiedziałam tylko:
- Proszę wejdź.
Trochę niezręcznie czułam się w tej sytuacji, ale na szczęście to Marek zaczął mówić, podczas gdy Alex obwąchiwał wszystkie kartony.
- Rozmawiałem z Lucyną. - Tu zrobił pauzę. - Czemu chcesz wyjechać?
Nie wiedziałam jak odpowiedzieć, ale w końcu zdobyłam się na to.
- Wybacz, ale ja tak nie wytrzymam. Zrobiłam z siebie kompletną idiotkę i nie potrafiłabym już...- niedokończyłam.
- Co ty wygadujesz? - złapał mnie delikanie za ręce. - W życiu nie pozwoliłbym ci wyjechać, a zwłaszcza bez pożegnania. Już wszystko przemyślałem, twoje miejsce jest tutaj.
- Nie Marek, naprawdę... - i tu nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Alex tak jakby specjalnie pchnął mnie, tak jak pamiętnej soboty, a ja straciwszy równowagę wpadłam na Marka, który upadł na jeden z kartonów. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.
- Czyli zaczynamy wszystko od początku. - szepnął.
Gdy wypowiedział to zdanie zaczęliśmy się namiętnie całować. Byłam najszczęśliwszą osobą w życiu w tym momencie. Ku naszemu zdziwieniu Alex zamiast przeszkadzać tylko nam pomógł. Gdy przerwaliśmy pocałunek Marek uśmiechnął się do mnie,  ja odwzajemniłam uśmiech. 
- Chyba nie przeleżymy na tych kartonach całego dnia. - zażartowałam.
- Hah. jak sobie życzysz. - zaśmiał się Marek. W tym czasie Alex kontynuował swoje zajęcie i wąchał wszystko co znajdowało się w domu. Gdy wstaliśmy Marek objął mnie czule i szepnął:
- Teraz mi nigdzie nie wyjedziesz.
Wtuliłam sie do niego i staliśmy tak chwilę dopóki Alex nie zaczął z jakiegoś powodu piszczeć. 
- Alex cicho! - rozkazał psu Marek, podchodząc razem ze mną do niego.
- On chyba coś wyczuł. - odrzekłam dość zdziwiona, bo co mógł wyczuć w kartonach, które niedawno pakowałam.
- Poczekaj, tu coś jest. - powiedział Marek. I wyciągnął z kartonu, obok którego siedział Alex, gumową zabawkę w kształcie hamburgera. Razem z Markiem zaczęliśmy się śmiać z Alexa, który zobaczywszy ten przedmiot zaczął go gryźć jakby był to prawdziwy hamburger.
- Haha no tak, cały Alex. - zażartowałam nie przestawając się śmiać.W końcu, gdy już wstaliśmy  Marek podjął się tematu mojej przeprowadzki. W tym czasie Alex cały czas siłował się ze swą zdobyczą.
- I co nadal chcesz wyjeżdżać? - spytał.
- Oczywiście, że nie. - z pewnością odpowiedziałam. 
- W takim razie dzisiejszy dzień spędzimy na rozpakowaniu kartonów. - zaśmiał się i zaczął otwierać jeden z nich.
- Poczekaj!. - niemalże wykrzyknęłam. Marek zdziwił się i popatrzył na mnie.
- Co jest? - spytał.
- Bo ja już podpisałam umowę. - załamana odrzekłam.
- I tylko to? - Marek powiedział to beztrosko i zamknął karton.
- Jak to tylko? - byłam zdziwiona jego zachowaniem.
- Sądzę, że Alex nie obrazi się jeśli u nas zamieszkasz. - powiedziawszy to uśmiechnął się czarująco. Zawsze miałam słabość do tego uśmiechu.
- Nie Marek, nie mogę. - odrzekłam. Jeszcze nigdy nie mieszkałam z żadnym ze swoich chłopaków, dlatego też nie byłam pewna.
- Hmm...w takim razie masz lepsze wyjście?- spytał się mnie, wiedząc, że i tak nie zaprzecze.
- No...nie. - odpowiedziałam bez żadnego owijania. Marek uśmiechnął się.
- Też coś tak myślałem. - odrzekł, a ja zaśmiałam się, z samej siebie. W końcu cały dzień spędziliśmy na przewożeniu kartonów do Marka. Alex był w miarę posłuszny i nie sprawiał szczególnych problemów. Ten dzień był dniem najszczęśliwszym w moim życiu. Wieczorem, gdy wszystko już poprzewoziliśmy razem z Alexem i Markiem wybraliśmy się na nocny spacer po parku. Było cudownie, a pogoda była wspaniała.Czegóż pragnąć więcej?

Ten rozdział dedykuję Izuni ;* Proszę komentujcie, polecajcie znajomym. Można komentować anonimowo. Jestem dość zawiedziona wynikami ostatniej sondy, ale nic, trudno się mówi... Dziękuję za to moim wiernym czytelnikom, że czytają <3 

sobota, 25 maja 2013

Please Comment!.


Proszę komentujcie!

Możecie komentować ze swojego konta G-mail, ale jeśli go nie posiadacie to nie problem. Wystarczy, że ustawicie sobie, iż chcecie skomentować anonimowo. Bardzo zależy mi na Waszych komentarzach. Z góry dzięki ;*

wtorek, 21 maja 2013

Mini nowości ;]



Sonda

Hejka Kochani ;* Takie małe info. na temat sondy, która pojawiła się w ostatnich dniach na moim blogu. A więc tak, zacznijmy od tego, że będę starać się tworzyć takie rzeczy co jakiś czas, aby zobaczyć co sądzicie o mym blogu. Sonda jest bezpłatna i anonimowa, więc nie bójcie się wyrażać w niej swojej opinii. Do zakończenia widocznej tutaj sondy zostały 2 dni więc nie musicie się spieszyć. Nawet gdyby było za późno obiecuję, że utworzę jeszcze kilka. To by było na wszystko. Dziękuję, że czytacie ;* Gabii.


Rozdział 8.




Rozdział 8.

Z kawiarni nie jechałam prosto do Marka. Chciałam najpierw powiedzieć wszystko Lucynie. Zawsze gdy miałam jakiś problem zwracałam się do niej. Lucy mnie próbowała pocieszać, ale z jednej strony była na mnie trochę zła, że nie powiedziałam od razu tego wszystkiego Markowi.
- Odkładałaś tą rozmowę tak długo, że teraz przyszedł czas, aby wszystko wyjawić. Przecież w związki najważniejsze jest zaufanie. - powiedziała do mnie.
- Wiem, wiem. Dzięki kochana, że mnie wysłuchałaś. - podziękowałam.
- Nie ma sprawy. A teraz jedź do Marka i wszystko mu powiedz. - zaproponowała.
- Jasne. Narazie. - pożegnałam się.

Gdy podjechałam pod dom Marka, na początku chciałam się wrócić, ale jednak obiecywałam Lucynie, że powiem wszystko. Tak więc zadzwoniłam do drzwi. Tym razem otworzył mi Marek.
- Cześć. - powiedziałam.
- Hej. - tym razem Marek nie pocałował mnie jak to zawsze czynił. Właściwie to nie dziwiło mnie to, ponieważ sama na jego miejscu byłabym trochę zagubiona.  Weszliśmy do kuchni.
- Proszę, siadaj. - odrzekł. 
- Nie dzięki. - odpowiedziałam. Chciałam jak najprędzej zakończyć temat o Jamesie. - Marek, ja naprawdę cię przepraszam. Wogóle za nim ci coś powiem wiedz, że ja naprawdę cię kocham i...- nie zdążyłam dokończyć, ponieważ mi przerwał:
- Ale Nina, o co chodzi? - zapytał się lekko zdziwiony i poddenerwowany.
- Bo ja nie powiedziałam ci całej prawdy. - zaczęłam. - Gdy byłam w Stanach poznałam Jamesa. Wydawałoby się, że to pierwsza miłość. Przyjechał wczoraj, ponieważ chciał ze mną porozmawiać na temat mnie i jego. - cedziłam te słowa pojedynczo, bo byłam strasznie zdenerwowana.
- Zaraz, zaraz. Czyli chcesz mi powiedzieć, że wtedy kiedy byłaś ze mną w tym samym czasie umawiałaś się na jakieś spotkania z tym gościem?!-  wiedziałam, że ten moment nadejdzie. Marek był zdenerwowany na mnie.
- Naprawdę nie. My ze sobą zerwaliśmy poprostu nie łączyło nas to co kiedyś. - próbowałam się bronić, ale wiedziałam że nic to nie da.
- Czyli co oczekujesz, że ci od tak wybacze ?! - Marek rozzłościł się. Chciało mi się poprostu płakać. 
- Przepraszam. - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić. Zapanowała dość długa ciszy. 
- Nie, to ja przepraszam, niepotrzebnie się uniosłem. Ale ja musze sobie to przemyśleć. - odrzekł już spokojniej i oparł się o blat w kuchni odwracając się w stronę okna.
- Nie, nie. Masz rację. Tu nie ma o czym myśleć. Jutro wyjeżdżam do Krakowa więc i tak możemy już o sobie zapomnieć. - wypowiedziałam te słowa nieco ciszej. Marek odwrócił się do mnie.
- Jak to wyjeżdżasz? - spytał zdziwiony.Nie miałam jak odpowiedzieć, poprstu brakło mi siły. Popatrzyłam na niego i wybiegłam pozostawiając go samego.Gdy wsiadłam do samochodu, byłam cała w łzach. Zadzwoniłam do Lucyny.
- Halo Lucy? - spytałam załamującym głosem.
- Nina, co jest? - spytała przestraszona.
- Powiedziałam mu całą prawdę. Spodziewałam się, ....że będzie zły. Ja tylko ....dzwonię, żeby ci podziękować...za wszystko. Jutro ...wyjeżdżam do Krakowa i ...zwalniam się z pracy. Ja poprostu ...nie wytrzymam już tak dłużej... - cedziłam słowa przez łzy.
- Ale Nina... - Lucyna nie zdążyła dokończyć, ponieważ rozłączyłam się. Nie chciałam dalej drążyć tematu. Wiedziałam, że tu nie zostanę. Nie chciałam. Odjechałam spod domu Marka do siebie, aby się spakować.

Taki krótki wiem ;< ale teraz tylko takie będą bo szkoła ;( Ale nic poradzimy sobie ;D Dzięki wam, że czytacie bo mam już ponad 400 wyświetleń ;* Na serio bardzo motywujecie mnie do pracy nad nowymi rozdziałami :) Umieściłam na moim blogu sondę, która jest tylko i wyłacznie dla Was. No i proszę komentujcie. Do tego niepotrzebne Wam jest konto G-mail. ;) Do zobaczenia!.



piątek, 17 maja 2013

Rozdział 7.




Rozdział 7.

Gdy już się uszykowałam akurat było wpół do 6.
- Własciwie to mam jeszcze czas, może przejdę się pieszo. - pomyślałam i tak też zrobiłam. W sumie droga zajęła mi nawet nie 20 min. 
Zadzwoniłam do drzwi.
- Alex otwórz! - usłyszałam głos Marka. W pewnej chwili drzwi sie otworzyły i ukazał mi się owczarek niemiecki.
- Hej Alex. - zwróciłam się do psa i pogłaskałam go. Weszłam do kuchni i ujrzałam Marka dość zabieganego. 
- Cześć. - powiedział i pocałował mnie na przywitanie. - Przepraszam, że tak zabiegany jestem, ale Alex zdąrzył już się poczęstować moim spaghetti i musiałem zrobić nowe. Zaśmiałam się.
- Ok już gotowe. Siadaj. Wogóle zapomniałem powiedzieć, że ślicznie wyglądasz. - uśmiechnął się do mnie czarująco.
- Hah ty też niczego sobie w tym fartuszku. - zażartowałam.
- No nie wiem.... - zaśmiał się i usiedliśmy do stołu. Po zjedzeniu pysznej kolacji Marek zwrócił się do Alexa, który zaczął nas zaczepiać:
- Alex! Chyba już rozmawialiśmy. Dzisiaj nocujesz na dworze. 
- Nie jesteś czasami za ostry wobec niego? Przecież on nam aż tak nie przeszkadza. - powiedziałam.
- Jeszcze nie wiesz na co go stać. - powiedziawszy to Marek wziął Alex i zaciągnął go na taras. Na początku pies trochę się upierał, ale potem wszedł do budy i zasnął. My w tym czasie usiedliśmy na kanapie, rozmawiając i pijąc wino. Nawet nie zwróciłam uwagi kiedy Marek zaczął mnie namiętnie całować, tak jak ostatniej soboty, tylko że tym razem nie czułam poczucia winy. Wręcz przeciwnie wiedziałam, że go kocham i chcę z nim być...

Rano obudziłam się leżąc przy Marku, który właśnie też się przebudził.
- Dzień dobry kochanie. - powiedział i czule zaczął mnie całować. Nie liczyłam czasu. Każda minuta z nim była cudowna. W pewnym momencie Alex zaczął szczekać na tarasie.
- Marek, Alex jest chyba głodny. - powiedziałam przerywając nasz pocałunek.
- Cii... Zaraz przestanie szczekać. - szepnął Marek i kontynuował pocałunek. W pewnym momencie zadzwoniła komórka Marka. Tym razem musieliśmy przerwać pocałunek, ponieważ dzwonił Rysiu z komendy.
- Poczekaj tu chwilę. - powiedział Marek i wstał z łóżka. Również to uczyniłam, bo była już 11. Gdy Marek rozmawiał przez telefon, wykorzystałam ten moment i poszłam się ubrać. Gdy wróciłam kończył już rozmowę.
- Musimy jechać ma komendę. Ktoś zamordował jakąś dziewczynę. - poinformował mnie.
- Pewnie w jednym z jakiś klubów. - powiedziałam.
- Ale...skąd wiedziałaś ? - zapytał się Marek ubierając T-shirt.
- Intuicja. - odparłam i założyłam kurtkę. - Ja lecę dać jeść Alexowi, a ty się uszykuj.
- Hah, czasami mnie przerażasz. - powiedział Marek śmiejąc się. Uśmiechnęłam się.

Na komendzie Lucy opowiedziała nam o całym wydarzeniu, które zaszło wczoraj w nocnym klubie. Od czasu do czasu Marek trochę ziewał.
- A tobie co? W nocy nie spałeś? - Lucyna spytała się go.
Marek spojrzał na mnie porozumiewawczo i się zaczęliśmy śmiać.
- Powiedzmy, że tej nocy miałem towarzystwo. - odpowiedział.
Lucyna trochę nie zrozumiała o co mu chodziło, ale później spojrzała na mnie, a ja jej mrugnęłam okiem. 
- Dobra, w takim razie ja i Nina idziemy do tego klubu sprawdzić monitoring, a ty Lucynka z Rysiem popytajcie się rodzinę, przyjaciół co i jak. - oznajmił Marek.
- Ojj, nie ma tak dobrze. - odrzekł Ryszard. - Nasza nowa koleżanka musi wypełnić kilka papierów na komendzie. 
- O kurde. Rzeczywiście kompletnie zapomniałam. - powiedziałam.
- A o jakie papiery chodzi? - spytała się Lucyna, które nie wiedziała o co chodzi. 
- Poprostu muszę się podpisać, że tu pracuję i takie tam. - odpowiedziałam.
- Ok. To wy już idźcie, a ja tu chwilę jeszcze zostanę z Niną. - odrzekł Marek.
- Dobra to narazie. - powiedzieli  i wyszli.
Gdy usiadłam na fotelu i zaczęłam podpisywać papiery, Marek stanął nademną i zaczął całować mnie po szyi.
- Marek, proszę nie teraz muszę to wypełnić. - powiedziałam, choć tak naprawdę wcale mi to nie przeszkadzało.
- To zrób sobie przerwe i.... - nie zdążył powiedzieć, bo do pomieszczenia wszedł mężczyzna. Był to James. Zupełnie zapomniałam o dzisiejszym spotkaniu z nim. Niezręcznie czułam się w tej sytuacji, ale musiałam coś powiedzieć, więc wstałam szybko z fotela.
- Eee...cześć James. - odrzekłam.
- Hej. - powiedział niepewnie. 
- To jest James. - przedstawiłam go Markowi, który też był trochę zmieszany- James, to jest Marek.
- Miło mi. - powiedział Marek i podał dłoń Jamesowi.
- Przepraszam, ale mógłbym prosić na moment Ninę. - poprosił James.
- Jasne. - odpowiedział Marek. Nie wiedziałam jak wytłumaczyć wszystko Markowi, a co dopiero Jamesowi więc poprosiłam Marka do przeciwnego biura.
- Słuchaj muszę się koniecznie dzisiaj z tobą spotkać i ci coś powiedzieć. - powiedziałam. 
- Dobrze, ale o co chodzi? - zapytał.
- Nie mogę ci tego tu powiedzieć, wybacz. - szybko wybiegłam z pokoju, w którym Marek został dość zszokowany.

Z Jamesem spotkałam się w kawiarni. Myślałam, że nie poznał, że łączy mnie coś z Markiem, ale niestety myliłam się...
- Widzę, że nasz związek na odległość niedokońca wyszedł? - spytał spokojnie, ponieważ nie był on osobą energiczną, co nie znaczy, że nie był przystojny. Miał on ciemne oczy, był brunetem no i był dobrze zbudowany, tak jak Marek.
- Wybacz, ja naprawdę myślałam, że nasz związek ma sens i cały czas żyłam w przekonaniu, że cię kocham. Sama nie zauważyłam, iż ta miłość przerodziła się w przyjaźń i tylko przyjaźń. - powiedziałam.
- Właściwie to nie powiedziałem ci intencji mojego przyjazdu. - odrzekł James. - Sam zauważyłem, że to co nas kiedyś łączyło znikło. Chciałem ci to powiedzieć, ale wolałem spotkać się z tobą w cztery oczy. 
- Czyli wszystko sobie powiedzieliśmy. - oznajmiłam. - Ale to nie znaczy, że nie możemy być przyjaciółmi prawda? 
- Oczywiście, że nie. A więc przyjaźń. - James wstał i mnie przytulił.
Rozeszliśmy się przy kawiarni. Życzyliśmy sobie wszystkiego najlepszego i James odjechał. Niby miał być to koniec problemów, ale ja wiedziałam, że przedemną jeszcze to najgorsze. Musiałam wyjawić całą prawdę Markowi...

Ten rozdział jest słaby, ale następny będzie lepszy. Dedyk oczywiście dla Aniusi, pomysłodawcy heh :* Dzięki, że czytacie, ale prawie nikt nie chce komentować i nie wiem czy mam pisać skoro nie mam dla kogo ;( Następny rozdział dopiero w przyszłym tygodniu, chyba ;p Bye ;*

środa, 15 maja 2013

Rozdział 6.




Rozdział 6.

Rano wstałam dość wypoczęta, Alex nie sprawiał żadnych problemów. Dałam mu jego ulubioną karmę, a sama zrobiłam sobie tosty. 
- No to co? - zwróciłam się do psa - Teraz idziemy spalić nasze kalorie ? - zaśmiałam się.
Alex tak jakby zrozumiał to co ja mówię przyniósł mi moje buty do biegania, a sam przysiadł koło mnie oczekując kiedy je założę.
- No dobrze, dobrze już zakładam. - powiedziałam i pogłaskałam go.
Dzisiaj zrobiłam wraz z psem dość małą rundkę wokół parku, ponieważ miałam jeszcze odebrać Marka ze szpitala.

- Ja obiecuję, że pies będzie grzeczny. - próbowałam namawiać portiera, który nie chciał mnie wpuścić z Alexem.
- Przykro mi, ale psów do szpitala nie wprowadzamy. - odpowiedział portier.
- Ale ja tak bardzo proszę. On jest naprawdę grzeczny, wytresowany. - pogłaskałam Alexa.
Po dłuższych namowach mężczyzna zgodził się : 
- A niech już będzie, tylko ostrożnie z nim.
- Oczywiście. Dziękuję. - podziękowałam mu.
Nie długo szliśmy, aby zobaczyć Marka. Ten już stał przy recepcji z zawiniętym w bandaż ramieniem.
- Już jesteście. - powiedział i pocałował mnie na przywitanie.
- A no tak jakoś, Alexowi się spieszyło. - zażartowałam.
- Hah, chodź tu Mały. - zwrócił się do psa i go pogłaskał.
- To co jedziemy? - zapytałam.
- Jasne. - powiedział i uśmiechnął się do mnie.
W czasie podróży rozmawialiśmy sobie o różnych sprawach. Marek mi opowiadał jak zaczęła się jego praca w policji. Gdy już dojechaliśmy było gdzieś po 13.
- Może jeszcze zostaniesz? - próbował mnie namówić. Nie chciałam się zgodzić, ponieważ byłam umówiona z Lucyną na zakupy do centrum handlowego. Marek jednak nie dał za wygraną. Objął mnie w talii i zaczął namiętnie całować po szyi. Alex w tym czasie biegał po ogrodzie.
- A może teraz dasz się przekonać? - szepnął mi do ucha i nie przestawał całować. Ja nawet nie próbowałam się wydostać z jego objęć.
- Wiesz, że nie mogę. Umówiłam się z Lucy. - powiedziałam wtulając się do niego.
- To powiesz jej, że dziś masz inne plany. - powiedział Marek nie przestawając mnie obejmować.
- Hah. Marek proszę, może innym razem. Teraz naprawdę muszę już jechać do Lucyny.
- Ok, ale w takim razie dzisiaj robię dla nas kolację. - zaproponował.
- Mhm, już nie mogę się doczekać. - pocałowałam go i wyszłam.

Mieszkanie Lucyny było bardzo przytulne. Czekając za nią w salonie ,za nim się ubrała, zdążyłam się przyjrzeć.
- Dobra, jedziemy. - powiedziała.
- Ok.
W samochodzie Lucy podjęła temat o Marku:
- I co, jak się czuje Marek? 
- A dobrze. Ramię ma teraz tylko w bandarzu. - odpowiedziałam i zaczęłam jej opowiadać o dzisiejszym zaproszeniu na kolację.
- To ładnie. - powiedział Lucyna. - W takim razie trzeba ci coś kupić. Zaśmiałam się, a ona również.
- Skoro tak mówisz, to mam nadzieję, że mi pomożesz. - powiedziałam.
- No baa. Kochanie przed oczyma stoi ci właśnie urodzona stylistka. - zażartowała. Obie się śmiałyśmy. W końcu skończyło się na turkusowej, krótkiej sukience, do której był przyczepiony w talii złoty, szeroki pasek.
- No to się zbieramy. - powiedziała Lucyna. Jeszcze trzeba cię umalować.
- Hah. Wiesz co, raczej postawię na naturalność. - odpowiedziałam.
- I słusznie. - przytaknęła Lucy. - Bez tych make up' ów jesteś piękna. 
Zaśmiałam się i powiedziałam szturchając Lucynę w ramię : 
- I kto to mówi?
Ale co? Że ja? Haha - zażartowała.
I tak nam minęło całe popołudnie. Odwiozłam Lucy do domu, a sama pojechałam do siebie, aby się odświerzyć i przebrać na dzisiejszą kolację u Marka.

Wiem, że kończy się ten rozdział tak troszkę bezsensu, ale musiałam wstawić, bo już ochrzan dostałam hah ;) ( tym razem od Ani ;p ). Jeszcze raz dzięki, że czytacie mego bloga. Tylko mam małą prośbę. Moglibyście troszkę więcej komentować? Ucieszyłoby mnie to ;*  Wierzę w Was!. See you :*

poniedziałek, 13 maja 2013

Rozdział 5.




Rozdział 5.

Czekaliśmy w szpitalu bardzo zestresowani, a zwłaszcza ja. Teraz byłam już stuprocentowo pewna, że Marek jest tym jedynym. W końcu lekarz kazał wejść do sali, ale tylko jednej osobie.
- Idź ty Nina. Napewno masz mu więcej do powiedzenia. - zaproponowała mi Lucyna.
- Dzięki.- odpowiedziałam i weszłam do sali gdzie leżał Marek.
- Hej. - przywitałam się.
- Cześć.- uśmiechnął się do mnie.
- Jak się czujesz? - spytałam.
- A już coraz lepiej. Tylko ramię jeszcze trochę boli. A co z Alexem? Jest tu?
- Niestety, ale nie mógł wejść do szpitala...- powiedziałam i szybko dodałam.- Ale nie martw się przenocuje u mnie, bo już jutro masz niby wyjść.- uśmiechnęłam się.
- Dzięki. - odwzajemnił mój uśmiech.
Po dłuższej ciszy Marek zaczął:
- Na komendzie... - zaczął- Jeszcze przed tym zdarzeniem. - wskazał na swoje ramię, uśmiechnął się. - Chciałaś mi coś powiedzieć.
- Heh. Tak bo widzisz chciałam porozmawiać o nas. - powiedziałam.
- Właśnie. Też chciałem ci coś powiedzieć, ale nie wiedziałem jak zacząć,że tak powiem. - odpowiedziałam Marek śmiejąc się.
Byłam dość zdziwiona, ale pozwoliłam mu dokończyć.
- Słuchaj...- zaczął i usiadłwszy na łóżku szpitalnym złapał mnie za dłonie. - Gdy cię poznałem od razu sie w tobie zakochałem. Nie wiedziałem czy ze wzajemnością, ale po tym pocałunku zrozumiałem...
Nie pozwoliłam mu dokończyć i zaczęliśmy się namiętnie całować. Po przerwaniu pocałunku powiedziałam do niego szeptem: 
- Oczywiście, że ze wzajemnością. Kontynuowaliśmy nasz pocałunek, lecz musieliśmy przerwać, ponieważ przyszedł lekarz, który kazał mi już iść, aby Marek odpoczął.
- Ale ja się bardzo dobrze czuję. - powiedział Marek.
- Nie, nie, lekarz ma rację. - wstałam- lepiej będzie jak już sobie pójdę. Jutro wpadnę.- uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił  uśmiech.
Opowiedziałam wszystko Lucy. Strasznie się ucieszyła.
- No to świetnie. W takim razie wszystko sobie wytłumaczyliście.- powiedziała.
- Dokładnie. - trochę skłamałam odpowiadając tak Lucynie,  ale po co miałam zamartwiać Marka jeszcze sprawą z Jamesem?  Lepiej będzie jak powiem mu to, gdy wyjdzie ze szpitala. Co miało nastąpić już jutro. - myślałam.
Wieczorem zabrałam Alexa do mnie do domu.
- To co Alex? Musimy dzisiaj poradzić sobie bez twojego pana? - zapytałam, nie oczekując odpowiedzi od psa, który tylko się na mnie popatrzył. Przygotowałam mu legowisko obok mojego łóżka i położyłam się spać. W pewnym momencie coś zaczęło łaskotać mnie po plecach. Zaświeciłam światło. Był to Alex.
- To ty Mały. Pewnie nie możesz spać? Chodź, połóż się koło mnie - powiedziałam. 
Alex momentalnie zrobił to, jakby zrozumiał co powiedziałam . Zgasiłam światło i  usnęłam. Już jutro przecież miałam odebrać Marka ze szpitala...

No i już piąty rozdział :) Proszę komentujcie mojego bloga i polecajcie go znajomym. Byłabym bardzo wdzięczna ;*  Teraz będę dość rzadko wstawiać nowe wpisy, bo niestety ale koniec roku się zbliża co łączy się ze sprawdzianami itp. Naukaa xD Ja kujon ;p Aha, no i komentujcie :) 

piątek, 10 maja 2013

Rozdział 4.




Rozdział 4.

Dzisiaj przyszłam dość wcześnie na komendę. Chciałam jeszcze pogadać z Lucyną, która już siedziała przy biurku.
- Może kawy? - spytała się mnie.
- Jak już robisz to poproszę.
- Ok. - odpowiedziała.
W pewnym momencie do biura wpadł Rysiu.
- Cześć dziewczyny. Nie znacie może jakiegoś dobrego mechanika? Ten mój samochód to już tylko na złom się nadaje. 
Zaśmiałyśmy się z Lucyną.
- Oj Rysiu spokojnie. Chcesz zrobimy ci jakąś kawkę. - zaproponowałam
- Ufff...- Ryszard padł na fotel- Chociaż wy się o mnie tu troszczycie.
Wymieniłyśmy z Lucyną porozumiewawcze spojrzenia. Nagle do pomieszczenia wbiegł Alex, a za nim wszedł Marek.
- Cześć. - przywitał się z nami i spojrzał na mnie.
- Hej. - przywitaliśmy się.
Spojrzałam na Lucy, chyba zrozumiała o co mi chodziło bo od razu poprosiła Rysia, aby poszedł z nią i pomógł jej zrobić kawę. Ten się zgodził.
- Robicie kawę bezemnie? Może ja też bym chciał?- żartobliwie powiedział Marek.
- Zobaczymy czy zasłużysz. -odpowiedziała Lucyna wychodząc z biura.
Marek na początku nie skojarzył o co jej chodziło dopiero potem zrozumiał.
- To co? Czyżbym się nie spisał w sobotę? - zapytał się z uśmiechem podchodząc do mnie. W tym czasie Alex leżał w swoim legowisku.
- Nie, nie. Znaczy...bo tu nie o to chodzi Marek. Jesteś naprawdę fajnym facetem ale...- nie zdążyłam dokończyć, ponieważ zadzwonił telefon.
- Później dokończymy rozmowę. - odrzekł i odebrał telefon. - rozumiem....mhm...już jedziemy. - mówił do słuchawki. Kiedy odłożył ją polecił mi zawołać Lucynę i Rysia. Ci przyszli od razu. 
- Był napad w centrum handlowym. Jedna kobieta nie żyje. Napastnik uciekł.
- tylko tyle zdążył nam powiedzieć Marek, ponieważ od razu wsiadaliśmy do auta, udać się na miejsce zbrodni.
Byłam trochę zdenerwowana. To była moja pierwsza, prawdziwa akcja.
- Dobra, jesteśmy na miejscu. - odrzekł Rysiu.
Wyszliśmy z samochodu. Wszyscy byli zebrani i stali pod centrum handlowym. Przed wejściem poinformował nas strażnik, że morderca jest w środku i ma zakładniczkę.
- Dobra wchodzimy. - powiedział Marek. Wszyscy wyciągnęliśmy bronie.
- Ja idę z Rysiem od lewej, a ty Nina z Lucy po prawej. - rozkazał.
- Jasne.- przytaknęliśmy.
Weszliśmy do środka. Tam w jednych sklepów ,na ladzie, stał człowiek trzymający w jedenj ręce broń, a w drugiej ściskał kobietę, która krzyczała ze strachu.
- Wyjdzcie bo ją zastrzelę! - zagroził mężczyzna.
- Spokojnie. Zostaw kobietę. - starał uspokoić go Marek.
W tym czasie ja i Lucy zabezpieczałyśmy prawe wejście ze sklepu.
- Odłóż broń bo inaczej ją zastrzelę. - cały czas groził człowiek.
- Ok, ok. Ja odkładam broń, a ty ją puszczasz. - targował się Mareki i odłożył broń.
Mężczyzna puścił kobietę, lecz oddał strzał z broni ku Markowi i zaczął uciekać w stronę wyjścia.
- Brać go, szybko! - wykrzyknał Marek wijąc się z bólu, ponieważ nie zdąrzył odskoczyć i napastnik postrzelił go w ramię.
Zrozumiałyśmy polecenie. Razem z Lucy i Rysiem ruszyliśmy za nim.
- Nie mamy szans. Uciekł. - powiedział Rysiu, zatrzymując się.
- Niemożliwe. Przecież...- nie dokończyłam zdania, ponieważ zauważyłam wśród wieszaków kontur człowieka i szybko pobiegłam. Mężczyzna zaczął znów uciekać.
- Nina stój! - wykrzyknęla Lucyna, ale było już za późno.
Alex pobiegł skrótem i przewrócił mężczyznę. Szybko podbiegłam i stanęłam z bronią nad mężczyzną.
- Ręce do tyłu, już! - rozkazałam.
Rusiu i Lucyna szybko do mnie dobiegli, po czym skluliśmy  go w kajdany.
- Dobry pies. - pogłaskaliśmy Alexa.
- Ale gdzie jest Marek? - zapytałam
- Idźcie go poszukać ja go zaprowadzę do wozu- Ryszard wskazał na bandytę.
Znaleźliśmy Marka, stojącego co prawda, ale ledwo wytrzymałego z bólu. 
- Marek! - wykrzyknęłyśmy z Lucyną i szybko wezwałyśmy pogotowie, które zabrało go do szpitala.

Oto następny rozdział. Cieszę cię, że czytacie mego bloga, ale mam prośbę, czy moglibyście zostawić po sobie chociaż komentarz? Miałabym wtedy 100% pewność, że czytacie. Aha, no i jeszcze dedykacja oczywiście ;) Dziś dedykuję ten rozdział Aniusi, która jest moją stałą czytelniczką. Do zobaczenia ;*