Rozdział 6.
Rano wstałam dość wypoczęta, Alex nie sprawiał żadnych problemów. Dałam mu jego ulubioną karmę, a sama zrobiłam sobie tosty.
- No to co? - zwróciłam się do psa - Teraz idziemy spalić nasze kalorie ? - zaśmiałam się.
Alex tak jakby zrozumiał to co ja mówię przyniósł mi moje buty do biegania, a sam przysiadł koło mnie oczekując kiedy je założę.
- No dobrze, dobrze już zakładam. - powiedziałam i pogłaskałam go.
Dzisiaj zrobiłam wraz z psem dość małą rundkę wokół parku, ponieważ miałam jeszcze odebrać Marka ze szpitala.
- Ja obiecuję, że pies będzie grzeczny. - próbowałam namawiać portiera, który nie chciał mnie wpuścić z Alexem.
- Przykro mi, ale psów do szpitala nie wprowadzamy. - odpowiedział portier.
- Ale ja tak bardzo proszę. On jest naprawdę grzeczny, wytresowany. - pogłaskałam Alexa.
Po dłuższych namowach mężczyzna zgodził się :
- A niech już będzie, tylko ostrożnie z nim.
- Oczywiście. Dziękuję. - podziękowałam mu.
Nie długo szliśmy, aby zobaczyć Marka. Ten już stał przy recepcji z zawiniętym w bandaż ramieniem.
- Już jesteście. - powiedział i pocałował mnie na przywitanie.
- A no tak jakoś, Alexowi się spieszyło. - zażartowałam.
- Hah, chodź tu Mały. - zwrócił się do psa i go pogłaskał.
- To co jedziemy? - zapytałam.
- Jasne. - powiedział i uśmiechnął się do mnie.
W czasie podróży rozmawialiśmy sobie o różnych sprawach. Marek mi opowiadał jak zaczęła się jego praca w policji. Gdy już dojechaliśmy było gdzieś po 13.
- Może jeszcze zostaniesz? - próbował mnie namówić. Nie chciałam się zgodzić, ponieważ byłam umówiona z Lucyną na zakupy do centrum handlowego. Marek jednak nie dał za wygraną. Objął mnie w talii i zaczął namiętnie całować po szyi. Alex w tym czasie biegał po ogrodzie.
- A może teraz dasz się przekonać? - szepnął mi do ucha i nie przestawał całować. Ja nawet nie próbowałam się wydostać z jego objęć.
- Wiesz, że nie mogę. Umówiłam się z Lucy. - powiedziałam wtulając się do niego.
- To powiesz jej, że dziś masz inne plany. - powiedział Marek nie przestawając mnie obejmować.
- Hah. Marek proszę, może innym razem. Teraz naprawdę muszę już jechać do Lucyny.
- Ok, ale w takim razie dzisiaj robię dla nas kolację. - zaproponował.
- Mhm, już nie mogę się doczekać. - pocałowałam go i wyszłam.
Mieszkanie Lucyny było bardzo przytulne. Czekając za nią w salonie ,za nim się ubrała, zdążyłam się przyjrzeć.
- Dobra, jedziemy. - powiedziała.
- Ok.
W samochodzie Lucy podjęła temat o Marku:
- I co, jak się czuje Marek?
- A dobrze. Ramię ma teraz tylko w bandarzu. - odpowiedziałam i zaczęłam jej opowiadać o dzisiejszym zaproszeniu na kolację.
- To ładnie. - powiedział Lucyna. - W takim razie trzeba ci coś kupić. Zaśmiałam się, a ona również.
- Skoro tak mówisz, to mam nadzieję, że mi pomożesz. - powiedziałam.
- No baa. Kochanie przed oczyma stoi ci właśnie urodzona stylistka. - zażartowała. Obie się śmiałyśmy. W końcu skończyło się na turkusowej, krótkiej sukience, do której był przyczepiony w talii złoty, szeroki pasek.
- No to się zbieramy. - powiedziała Lucyna. Jeszcze trzeba cię umalować.
- Hah. Wiesz co, raczej postawię na naturalność. - odpowiedziałam.
- I słusznie. - przytaknęła Lucy. - Bez tych make up' ów jesteś piękna.
Zaśmiałam się i powiedziałam szturchając Lucynę w ramię :
- I kto to mówi?
Ale co? Że ja? Haha - zażartowała.
I tak nam minęło całe popołudnie. Odwiozłam Lucy do domu, a sama pojechałam do siebie, aby się odświerzyć i przebrać na dzisiejszą kolację u Marka.
Wiem, że kończy się ten rozdział tak troszkę bezsensu, ale musiałam wstawić, bo już ochrzan dostałam hah ;) ( tym razem od Ani ;p ). Jeszcze raz dzięki, że czytacie mego bloga. Tylko mam małą prośbę. Moglibyście troszkę więcej komentować? Ucieszyłoby mnie to ;* Wierzę w Was!. See you :*
Kończy się dobrze będziesz mogła szczegółowiej opisać kolacje u Marka...
OdpowiedzUsuńWidzisz jak chcesz to potrafisz szybko pisać :-)
Ja nie mam teraz czasu na pisanie własnego bloga a mam już tyle pomysłow... Ale nic
papa całósów 102 ;-)
Super blog ;), zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuń