wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 19.




Rozdział 19.

Następnego dnia rano obudziłam się wtulona w Marka. Powoli zaczęłam sobie przypominać to co się stało wczoraj. Na samą myśl o tym, że będę miała dziecko uśmiechnęłam się i dotknęłam rękom brzucha. Co prawda nie był on nie wiadomo jak duży, ale mogłam wyczuć po kształcie, że jest już troszkę zaokrąglony. Gdy wyswobodziłam się z objęć mego mężczyzny poszłam do kuchni zrobić śniadanie. Razem ze mną poszedł Alex domagając się swojej porcji jedzenia. Nasypawszy mu karmy do jego miski kontynuowałam robić tosty z serem i szynką. Nagle poczułam jak ktoś obejmuje mnie od tyłu. Był to Marek.
- Dzień Dobry kochanie. - powiedział całując mnie w policzek. 
- No hej. - odwdzięczyłam się mu tym samym.
- Co tam pichcisz? Wiesz przecież, że nie powinnaś się przemęczać w twoim stanie. Daj ja dokończę. - jak powiedział tak zrobił. Ja natomiast oparłam się oblat.
- Marek, ciąża to nie choroba. 
- Ależ oczywiście, że nie poprostu się martwię. - powiedziawszy to pocałował mnie czule w czoło i zasiedliśmy przy stole, by zjeść śniadanie.
Po spożytym posiłku pojechaliśmy na komendę. Tam razem z Lucyną pojechałyśmy do więzienia. Musiałam się spotkać z Petrem i powiedzieć mu, że może być ojcem dziecka. Marek nalegał, abym pojechała tam z nim,ale się nie zgodziłam. Chciałam tą sprawę załatwić sama.
Gdy byliśmy już na miejscu Lucyna wraz z jednym z policjantów zostali przy wejściu, a ja wkroczyłam do pomieszczenia, które było miejscem dla odwiedzających swych bliskich przebywających za kratkami. Stało tu z 8 stolików, a przy jednym z nich ujrzałam Piotra. Usiadłam naprzeciw niego, a ten skierował wzrok na mnie.
- Czego chcesz?- spytał 
- W zasadzie to niczego. Chcę cię tylko poinformować. - odpowiedziałam ze spokojem.
- Doprawdy? A o czym dokładniej? - spojrzał się na mnie podejrzliwie.
- Dobra. Nie będę owijać w bawełnę. Jestem w ciąży Piotr. I ty możesz być ojcem dziecka.
Mina Petra? Bezcenna. W jego oczach pojawił się strach. Tak, dokładnie. Strach i przerażenie. Nastała cisza.
- A-ale jak to? - spytał z drżacym głosem. Nie spodziewałam się, że będzie przestraszony. Szczerze mówiąc trochę mu współczułam, ale nie dałam po sobie tego poznać.
- Mam ci wytłumaczyć skąd biorą się dzieci?! Proszę cię? Chyba na tyle głupi nie byłeś,że gdy mnie zgwałciłeś nie wiedziałeś, że było ryzyko, iż zajdę w ciążę! - wykrzyczałam mu to prosto w twarz. Ten nie odezwał się wogóle. Lecz po dłuższym czasie ciszy powiedział przez zaciśniętą szczękę: 
- Wiem, że nie chcesz mieć tego dziecka ze mną. Ja też nie chcę, by dziecko było moje. Więc dla twojego dobra zrzekam się jego. Znajdź innego tatusia. Nie mam zamiaru się użerać z jakimś małym gówniarzem.
Usłyszawszy te słowa zachciało mi się śmiać. Haha i on mi będzie łaskę robił, że zrzeka się dzieciaka? Tsaa...on chyba mnie źle zrozumiał.
- Ale ja od ciebie niczego nie chce. Poinformowałam cię tylko, że ty MOŻESZ być ojcem, ale to nic pewnego nie jest. Dopiero okaże się to po narodzinach dziecka, lecz wtedy nawet jeśli wyniki będą wskazywać, że to ty, nie mam zamiaru o tym kogokolwiek informować. Zostawię to pomiędzy mną, a twoim bratem, który powiedział, że je wychowa. Tylko on z waszej ,,rodzinki" wyrósł na kogoś. Nie jest takim chamem i chujem jak ty! To na tyle co ci mam do powiedzenia, chociaż ciśnie mi się wiele niecenzuralnych słow i obelg na twój temat. - wygłoszywszy swój monolog, wyszłam pozostawiając Petra polocjantowi, który zaprowadził go do jego ,,pokoju".
Wychodząc z więzienia poczułam ulgę. Był to już koniec moich kłopotów. Petro się dowiedział i Marek się dowiedział. Co najważniejsze ten drugi zaakceptował mnie nawet jeżeli byłabym w ciąży z jego bratem. Wszystko się ułożyło. Lucyna czekała już za mną przy samochodzie.
- No to co Mała? Teraz jedziemy na zakupy kupić ci jakąś fajną kieckę,a potem niespodzianka. - zagadnęła mnie Lucy z wielkim bananem na twarzy.
- Kiecka?Niespodzianka? O co chodzi? - spytałam rozkojażona.
- Dowiesz się w swoim czasie...A teraz czas na zakupy! - wykrzyknęła uradowan i wyruszyłyśmy ku centrum handlowego.
- Muszę zadzwonić do Marka i powiedzieć mu, że wróce później do domu. - powiedziałam wychodząc z auta i kierując się ku wejściu do budynku.
- O to się nie martw. Już wszystko załatwiłam. - odpowiedziała beztrosko Lucyna i ruszłyśmy w kierunku sklepów. W końcu udało mi się kupić piękną TURKUSOWĄ SUKIENKĘ, w którą Lucyna od razu kazała mi się odziać po wyjściu ze sklepu. Nie wiedziałam zupełnie o co jej chodzi.
- Ale Lucy po co ona mi tu teraz? - spytałam
- Nie mów tyle tylko zakładaj, a potem się wszystkiego dowiesz. - wytłumaczyła mi. Jeśli wytłumaczeniem można było to mazwać. Posłusznie zrobiłam o to co mnie poprosiła, a potem wyruszyliśmy w stronę mojego i Marka domu. Gdy byliśmy już blisko zauważyłam, że cały wjazd jest zasypany czerwonymi płatkami róż. Nie wiedziałam o co chodzi.
- Lucyna co się dzieje? - spytałam zupełnie nie wiedząc o co chodzi.
- Idź, a się dowiesz..- powiedziała z uśmiechem na twarzy i odejchała.
A ja wystrojona w mój nowy zakup ruszyłam przed siebie. Minęłam wjazd, aż doszłam do drzwi frontowych. Tam również były płatki róż. Gdy weszłam do domu oniemiałam z wrażenia. Wszędzie znajdowały się zapalone świece i piękne bukiety róż. Na środku salonu stał stolik nakryty specjalnie dla dwóch osób.
- O Boże! Ale tu pięknie! - wyszeptałam z zachwytu.
- Podoba się? - usłyszałam znajomy głos za sobą. Był to Marek.
- I to bardzo. To dla mnie? - spytałam siadając na krześle podsuniętym przez Marka.
- A dla kogo niby? - zaśmiał się Marek. - Oczywiście, że dla ciebie. Alexa dostarczyłem Michałowi więc cały wieczór mamy dla siebie odrzekł Bromski nalewając do kiliszków soku porzeczkowe. No tak, w ciąży nie można pić alkoholu, więc musiałam się do tego przyzwyczaić. Po zjedzeniu przepysznej kolacji Marek poprosił mnie, abym chwilę poczekała. Przyszedł po zaledwie 3 minutach trzymając w ręku małe pudełeczko. Wiedziałam już co się święci. Momentalnie się uśmiechnęłam. Bromski przyklęknął i spytał:
- Nino, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
- Tak, oczywiście, że tak. - odpowiedziałam, a łzy zaczęły mi same lecieć ze szczęścia. Marek założył PIERŚCIONEK ZARĘCZYNOWY na mój palec i namiętnie mnie pocałował. 

Wyszło takie coś :/ z przykróścią muszę stwierdzić, że nie jestem dobra w pisaniu romantycznych scen (oświadczyny, ślub itp.) ale musiałam, no bo w końcu trzeba ich jakoś ,,zesfatać" ;D Komentujcie proszę ;** 5 komentarzy = Nowy Rozdział :)

6 komentarzy:

  1. teraz czekam tylko na ślub :))))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na następny !!! :**********************************

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny! :*:*:*:*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Super ;) Dawaj Kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super! też mam bloga i wyrobiłam się w pisaniu romantycznych scen (uwielbiam je). Nie oceniaj tego jako ckliwe

    OdpowiedzUsuń