poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 14.




Rozdział 14.

* z perspektywy Marka *

- Co ze mnie za idiota! - myślałem. Wołałem ją, lecz Nina mnie zignorowała. Nie biegłem za nią. Dlaczego?  No właśnie sam nie wiem...
Siedziałem w domu i czekałem kiedy Nina wróci. Bo wróci prawda? Nawet nie chciało mi się wyjść z Alexem. Byłem zły na siebie, że tak się wobec niej zachowałem. W pewnym momencie ktoś zadzwonił do drzwi. Nawet nie chciało mi się wstać, ale ktoś uporczywie dzwonił tym cholernym dzwonkiem.
- Już idę! - krzyknąłem, po czym wstając potknąłem się o własne buty i siarczyście przeklnąłem. W drzwich ukazał mi się Michał.
- Cześć Stary. - przywitał się.
- No hej. Wejdź. - zaprosiłem go do środka, gdzie panował straszny bałagan.- Chcesz coś do picia?
- Nie dzięki. - odparł Orlicz. - Właściwie to ja przyszedłem do Niny.
Muszę przyznać, że byłem w lekkim szoku, ale nie dałem po sobie tego poznać.
- Do Niny powiadasz? Niestety, ale nie ma jej. Mam coś przekazać?
- Właściwie to...eee...- Michał zawachał się. - Bo ja tu przyszłem z tą informacją.
- Jaką informacją? - byłem zdziwiony.
- No o tym Petro, czy jak mu tam.
- Petro?! Ale jak? Kiedy? - głos mi zadrżał. 
- No bo spotkałem się dziś rano z Niną w galerii. Ona opowiedziała mi o całej sytuacji i prosiła, abym pomógł jej znaleźć jakieś informacje o tym facecie. - wyjaśnił Orlicz,  sam  zdając sobie sprawę, dopiero przed chwilą, co zrobił. Od razu dodał:
- O cholera! Marek ona jest w niebezpieczeństwie!
- Alex! Jedziemy! - zawołałem psa. 
- Jadę z wami. - dodał Michał.
- Lepiej nie. Ty tu już wystarczająco ,,pomogłeś" - byłem na niego zły.
- Przynajmniej jej nie okłamywałem...- dogryzł mi Orlicz i ruszył w stronę auta. Muszę przyznać, że osłupiałem, ale był to moment. Musiałem jak najprędzej znaleźć Ninę. Strasznie się o nią bałem.
- To co wsiadasz? - spytał Michał. Bez słowa zająłem miejsce pasażera, a Alex umiejscowił się na tylnych siedzeniach.
- Najpierw jedź do Lucyny. Może tam jest. - poleciłem, a ten skierował się w stronę domu kobiety.

- Hej chłopaki co jes...- nie dokończyła Lucyna, ponieważ od razu wciąłem jej się w zdanie.
- Jest u ciebie Nina? - spytałem prędko. Byłem strasznie zdenerwowany.
- Niee,ale o co chodzi? - zapytała Lucy.
- Petro ją najprawdopodobniej  porwał. - wyjaśnił pospiesznie Michał.
- O Boże! Czekajcie jadę z wami. - kobieta szybko ubrała kurtkę i wsiadła do samochodu.
- Jak jej się coś stanie to nie ręczę za siebie! Zabiję gnojka! - w trakcie podróży rzucałem obelgi w kierunku Petro. Lucy starała się mnie uspokoić, lecz sama była zdenerwowana.
- Cholera! Tylko gdzie on mógł ją wziąść! Jakiś magazyn, coś...- Michał również bardzo zaangażował się w całą akcję ratowania Niny. Muszę przyznać, że trochę byłem zazdrosny, ale teraz liczy się tylko Nina, oby jej nic nie zrobił.
- Chłopaki to bezsesnu musimy wziąść wsparcie, oni pomogą nam przeszukać wszystkie stare, opuszczone hurtownie itd. - zaproponowała Lucyna.
- Mam nadzieję. Nie wybaczę sobie jakby jej coś zrobił. - orzekłem. Orlicz cały czas kierował autem i zbliżał się do najbliższego lasu gdzie wysiedliśmy i ruszyliśmy w głąb.
- Marek, to nie twoja wina. Przecież Petro już to planował napewno od dawna. - próbowała dodać mi otuchy Lucyna.
- Właśnie , że nie! Gdybym nie był takim pieprzonym egoistą i gdybym jej powiedział cała prawdę nie pokłócilibyśmy się i wszystko byłoby dobrze! Ale oczywiście musiałem wszystko zchrzanić! - wykrzyczałem to wściekły na siebie.
- Nie chce wam przerywać, ale ten las jest czysty, nic, ani nikogo tu nie ma. - odrzekł Michał i wróciliśmy do auta.
- Najlepiej będzie jeżeli wrócisz do domu , Marek. Jesteś zmęczony. Nie możesz zarwać tej nocki, tak samo jak wczorajszej. - poleciła mi Lucy.
- Wczoraj, wczoraj to ja, idiota, bałem się przyznać, że jechałem 400 km do mojej rodziny, aby się czegoś dowiedzieć. Ci oczywiście mnie olali do domu nawet nie wpuścili, właśni rodzice! - wszystko co mnie drażniło przez ten jeden dzień, momentalnie ze mnie uleciało pod postacią słów. Lucyna nic nie powiedziała. Odwieźli mnie i Alexa do domu. Nie chciało mi się spać. Jedyne o czym teraz marzyłem to to, by znaleźć Ninę. Nie wiedziałem jak zareaguje, gdy mnie zobaczy. Poprostu chciałem znów mieć ją przy sobie...

* perspektywa Niny * 

Ocknęłam się. Byłam strasznie słaba i nie mogłam się ruszyć, ponieważ miałam związane ręce i nogi. Dopiero później zdałam sobie sprawę, co się wydarzyło. Znajdowałam się w dość małym pomieszczeniu. Było tu tylko stare łóżko, jakiś stolik oraz krzesło, na którym siedziałam związana. Zaczęłam się wydzierać, aż w końcu ktoś otworzył drzwi i do pomieszczenia wkroczył dość wysoki, napakowany, łysy koleś.
- Zamknij tą mordkę ślicznotko, bo szefa obudzisz! - rozkazał mi, równocześnie łapiąc mnie za polik.
- Ałaa. Puszczaj to boli! - wykrzyczałam. Nie bałam się tego kolesia. Bardziej przerażała mnie myśl co chcą mi zrobić. Mężczyzna zamachnął się i już chciał mnie uderzyć, gdy do pomieszczenia wszedł kolejny mężczyzna. Ten tym razem był nawet przystojny, gdyby nie posiadał tych blizn i szram, blondyn. Również był umięśniony,
- Zostaw ją Alek! - rozkazał. 
- Tak jest szefie. - odrzekł ten, który chciał mnie uderzyć i odszedł. Facet, który przyszedł jako drugi, chwilę mnie obserwował po czym usiadł na łóżku,  na przeciw mnie tak, że patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
- Hmm...muszę przyznać, że mój ,,braciszek" znalazł sobie ładną laleczkę. - odrzekł i pomacał mnie swą ręką po poliku. Natychmiast się odchyliłam.
- Zostaw mnie! - wykrzyczałam.
- Ocho i to jeszcze zadziorna! - powiedział z drwiącym uśmieszkiem. - Wiesz, na twoim miejscu byłbym bardziej łagodniejszy wobec takiej osoby jak ja.
- Czyli jakiej dokładniej? - spytałam. Nie wiem dlaczego, ale kogoś mi on przypominał. Jakbym już kiedyś widziała tę twarz, albo może był do kogoś podobny...
- Właściwie to gdzie moje maniery. Zacznijmy od początku. Jestem Piotr, dla przyjaciół Petro. - przedstawił mi się, a jego fałszywy uśmiech nie schodził mu z twarzy. Ja zadrżałam na dźwięk tego imienia. Petro, czyli to jest ten Petro. 
- Chyba nie powiesz, że o mnie nie słyszałaś? Twój chłoptaś nic ci o mnie nie powiedział? - spytał z drwiną w głosie. We mnie się poprostu gotowało.
- Odczep się od Marka! Skąd ty wogóle go znasz?! - wybuchłam. Wtedy właśnie mój porywacz przybrał swoją prawdziwą twarz. Stał się zimny i oschły.
- Po pierwsze. Nie tak agresywnie ślicznotko, bo ucierpisz, a po drugie czy twój kochaś nie mówił ci, że ma brata? - zaśmiał się szyderczo. Wtedy zdałam sobie sprawę o co Markowi chodziło. Dlaczego tak wybuchł tamtego ranka na komendzie i dlaczego nie lubił rozmawiać o swojej rodzinie. On się poprostu wstydził.
- Na jego miejscu też bym się wstydziła. - odpowiedziałam, patrząc Piotrowi prosto w twarz.
- Ty zdziro! - po tych słowach przepoliczkował mnie. Nie ukrywam bolało, ale nie chciałam tego po sobie okazać.
- Wstyd?! Wstyd to ON przyniósł naszej rodzinie, gdy postanowił się ,,nawrócić" i zostać policjantem. Porzucił rodzinę i poszedł w świat. Został tym swoim policjancikiem i teraz sobie żyje. A my?! Jego przeszłość Maleńka nie była taka kolorowa. - ostatnie zdanie powiedział słodząc każde słowo.
- Nie interesuje mnie jaki był, ale jaki jest. - orzekłam. Nie bałam się chociaż wiedziałam, że Petro może mnie ponownie uderzyć. Nie zrobił tego na szczęście.
- Wogóle po co ja ci tu jestem potrzebna? - spytałam z wyrzutem, przygryzając wargę. Ten tylko na mnie spojrzał.
- A widzisz. Ty właśnie jesteś mi potrzebna po to , by się na nim zemścić.
- W życiu ci nie pomogę! - wykrzyczałam.
- Ojojoj. Sądzę, że pomożesz, bo inaczej spotka krzywda i Ciebie i twoich bliskich...- powiedział i wyszedł z pomieszczenia. Byłam załamana. Łzy zaczęły spływać z mojej twarzy. Nagle do  pomieszczenia wkroczył ponownie Petro. Tym razme miał moją komórkę i laptopa.
- A teraz wyślę esemesa Markowi i napiszę by połączył się z tobą video przez internet. Wtedy powiesz mu, że nie chcesz do niego wracać i na jego oczach pocałujesz mnie. - znów pojawił się na jego twarzy ten drwiący uśmiech.
- Ty dupku! Nie pocałuję cię! 
- W takim razie...Alek, Olieg chodźcie! - zawołał swych towarzyszy. Olieg również był napakowanym i łysym facetem. Obydwoje w rękach trzymali broń.
- A więc co teraz powiesz? - Piotr zwrócił się do mnie.
- Zrobię wszystko, ale nie krzywdź moich bliskich. - odpowiedziałam z rezygnacją.
- Coś tak właśnie myślałem, że się zgodzisz...- powiedziawszy wysłał z mojej komórki esemesa do Marka.
- Zgodziłam się, ale ty mnie rozwiąż. - orzekłam.
- Myślisz, że jestem naiwny? 
- Myślę o tobie wiele rzeczy, ale nie myślę, że jesteś głupi. Chyba nie chcesz, abym mając związane ręce, pocałowała cię. Wtedy Marek wyczułby, że to przekręt. - postawiłam warunek, na który przystał Petro. Miałam nadzieję, że wtedy gdy mnie rozwiąże będę miała możliwość ucieczki, niestety ustawił swoją ,,bandę" na wejściu do pomieszczenia. Spojrzałam na ekran laptopa. Widniała tam informacja, że ktoś dzwoni. Nie chciałam zadawać tego bólu Markowi, ale jednak, musiałam...

No i jak się podoba? Piszcie szczerze w komentarzach proszę ;** Może zróbmy tak: JEŚLI  KTOŚ  PRZECZYTAŁ TEN ROZDZIAŁ NIECH NAPISZE W  KOMENTARZU  CHOCIAŻ TAKĄ BUŹKĘ ,,;)" Byłabym bardzo wdzięczna :) Wiem, że rozdział wstawiłam szybko, ale nadchodzą wakacje co łączy się z moimi nudami haha :p



7 komentarzy:

  1. ;)Mam nadzieję, że nic się jej nie stanie

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, że czytasz ;* Właśnie looknełam na twój blog. Jest świetny, no i o siatkówce więc wogóle masz we mnie stuprocentowego czytelnika :D

    OdpowiedzUsuń
  3. :-D a kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż...Szczerze mówiąc sama nie wiem. Postaram się go dodać pod koniec tego tygodnia :) Dziękuję, że czytacie ;**

      Usuń
  4. Świetny !!! - jak wszystkie :****

    OdpowiedzUsuń