środa, 5 czerwca 2013

Rozdział 11.



Rozdział 11.

Gdy rano się obudziłam, w łóżku nie było przy mnie Marka, nawet Alexa, co mnie bardzo zdziwiło. Z kuchni docierał zapach jajecznicy.  Założyłam szlafrok i skierowałam się ku pomieszczeniu z którego dobiegał zapach.
- Dzień dobry księżniczko. - przywitał mnie Marek, gdy weszłam ledwo przytomna do kuchni, przecierając oczy.
- Bardzo śmieszne. - powiedziałam z lekką ironią. - Skoro w nocy mnie budzi facet, który kłoci się z własnym psem to jak tu się wyspać? 
- Aha. Wiedziałem, że to powiesz. - odrzekł i mnie objął. - Dlatego też dzisiejsze śniadanie jest rewanżykiem za to. - powiedziawszy to zaczął mnie całować co natychmiast przerwałam:
- Oj nie, nie. Tak się nie bawimy. Najpierw śniadanie, a potem przyjemności. - uśmiechnęłam się. Marek zaśmiawszy się odrzekł z tym swoim rozbrajającym uśmiechem: 
- Jak sobie Księżniczka życzy.
Zaśmiałam się. I usiadłam na krzesło, które specjalnie dla mnie przysunął. Zdziwiła mnie nieobecność Alexa, ale nie chciałam poruszać tematu, ponieważ szybko zorientowałam się, iż jest na ogrodzie. Śniadanie było pyszne, gdy skończyłam wstałam z krzesła, a Marek podszedł do mnie i odrzekł:
- Hmm...czyli teraz czas na przyjemności.
- Hah. Zgadza się. - uśmiechnęłam się i zaczeliśmy się namiętnie całować. Jak zwykle musiało nam coś przerwać. Tym razem był to odgłos mej komórki. Przerwaliśmy pocałunek.
- Normalka. - odrzekł Marek z niecierpliwością w głosie.
- Ehh...obiecuję, że dokończymy. - odpowiedziałam i cmoknęłam go w policzek, po czym odebrałam komórkę. Była to Lucyna. Marek w tym czasie wpuścił Alexa do domu i próbował go uspokoić, aby nie skakał po nim.
- No hej Lucyna co jest?- spytałam.
- Cześć. Ja tylko dzwonię się upewnić czy jedziecie i na którą będziecie. 
- A tak. Rzeczywiście to dzisiaj. - powiedziałam, a Marek spojrzał się na mnie nie wiedząc o co chodzi. 
- A więc? - spytała się Lucy, w tle usłyszałam głos mężczyzny, który aby zostawiła ten telefon.
- Tak, tak będziemy. Słyszę, że wy już jesteście tak? - zapytałam śmiejąc się.
- Eee...aż tak słychać? - Lucy zaśmiała się.
- Dobra to lepiej już zostaw tą komórkę, a my będziemy za godzinkę nad zalewem. 
- Ok, pa. - pożegnała się Lucyna.
Odłożyłam komórkę, a Marek natychmiast spytał się mnie,lekko zdziwiony: 
- O co chodzi?
- Zapomnieliśmy kompletnie, że dzisiaj jesteśmy umówieni z Lucy na tą noc pod namioty. - wytłumaczyłam.
- A nie da się tego przełożyć na kiedy indziej. Miałem nadzieję, że tę noc spędzimy razem. - Marek próbował mnie namówić.
- Wiesz przecież, że już się umawialiśmy. Lepiej weż Alexa i jedziemy. Przecież tam też będziemy mieli chwilę dla siebie. - odrzekłam.
- No nie wiem...
- Ale ja wiem. - powiedziałam pewnie. - A ty weż tą torbę i jedziemy, nie ma co czekać.
- No dobrze, już dobrze. - powiedział i zrobił to co mu poleciłam.
Wsiedliśmy do auta razem z Alexem, który zajął miejsce na tylnym siedzeniu. Podróż trwała z pół godzinki. Jak zwykle starałam się podjąć tematu o rodzinie, lecz Marek tym razem mnie przejżał.
- Słuchaj Nina, ja naprawdę nie chciałbym mówić o nich. Nawet nie wiem gdzie są i nie mam zamiaru się z nimi widzieć. - odrzekł głosem niemalże bezbarwnym.
- Jasne. Ok, rozumiem. - odrzekłam,  lecz trochę głupio mi się zrobiło. Na szczęście Marek zachował się tak, jakby tych dwóch zdań przed chwilą nie było i zaczął opowiadać mi o histori, która przytrafiła mu się kiedyś z Alexem. Strasznie mnie rozbawił i sama o tym zapomniałam. W końcu dojechaliśmy na miejsce. To miejsce było cudowne. Pogoda była piękna więc woda przybrała cudowny kolor. Była niemalże błękitna. Nasze namioty były już gotowe i stały, jako jedyne, ponieważ mieliśmy wykupione osobne miejsce na polu namiotowym, gdzie było cicho, pod dużym drzewem. Od razu przywitała się z nami Lucyna i przedstawiła nam swojego partnera, który był brunetem i miał piękne czarne oczy. Musiałam przyznać, że był bardzo przystojny.
- A więc tak kochani, to jest Michał. - przedstawiła nam swojego znajomego Lucy. Ten mnie pocałował w rękę, a z Markiem uścisnął sobie dłonie. No i nie pominął Alexa, którego od razu pogłaskał.
- Heh. Fajny pies, też miałem kiedyś takiego. - powiedział.
- Dzięki. Wogóle to ja jestem Marek, a to jest moja dziewczyna Nina. - odrzekł Marek i przedstawił nas.
- Miło mi. - powiedział Michał, jak później się dowiedziałam od Lucy, nazywał się Orlicz i był komisarzem, tak jak Marek, tylko że na komendzie w Toruniu. Specjalnie dla Lucy przeprowadził się do Łodzi, aby u niej zamieszkać.
- No to co? Raczej nie będziemy tak stać? - zaśmiałam się.
- Racja, to co powiecie na jakiś wypad o 20? - spytał Marek.
- Jasne, nie ma sprawy. - zgodził się Orlicz.
- A wy w tym czasie się rozpakujecie i przygotujecie sobie śpiwory w namiocie. - odrzekła Lucyna. Namioty mieliśmy obok siebie, więc podczas naszego rozpakowywania się Michał pomógł Markowi, a ja i Lucy wzięłyśmy Alexa na długi spacer nad brzegiem wody.
- No fajny ten twój facet. Nie ma co. - zwróciłam się do Lucyny podczas, gdy Alex próbował wejść do wody, lecz nie przełamał swego strachu.
- Hah. No wiesz starałam się znaleźć odpowiedniego. - zażartowała, a ja się zaśmiałam. Potem Lucy mi opowiedziała jak się spotkali. Chciałyśmy sobie jeszcze chwilę pochodzić, ale zadzwoniła do mnie komórka, był to Marek. 
- Cześć kochanie, gdzie jesteście? - spytał.
- My już wracamy, bo wzięłyśmy Alexa na spacer, ale zaraz będziemy.
- Ok. My już na was czekamy. - odpowiedział i się rozłaczyliśmy. Byłam trochę zdziwiona jego zachowaniem, ale nie poruszałam tematu, ponieważ zbliżałyśmy się już do naszych namiotów.


No i następny rozdział ;] Co i jak opiszę w kolejnym i musicie niestety zadowolić tym co macie heh ;) Dziękuję za tak pozytywne komentarze. Dzięki nim wiem, że mam dla kogo pisać ;* Komentujcie proszę, bo zawsze lepiej się pisze z motywacją ;] Do następnego tygodnia :**

5 komentarzy: